Georgia
niczym huragan zamieniła się w bliżej nieokreślone coś, co ludzie określają,
jako mgłę. Lecz ona była duszą, która nie przybrała określony kształtu. Tak w
porywie wiatru spowodowanego przez ruch skrzydeł zamieniła się w elfa. Stała w centrum
wioski, a dusza jeszcze rozpływała się w powietrzu. Avril wylądowała obok niej.
Georgia ruszyła, a ostatnie smugi duszy zamieniły się w jej czarny,
postrzępiony płaszcz. Szła mijając na
wysokich palach domy. Ich mieszkańcy spoglądali lękliwie w stronę dwóch nowych
przybyszów. Jedna z dziewczyn pobiegła w stronę najczarniejszego z budynków. Georgia weszła po drabinie i przeszły przez
most skierowała się w stronę, w która pobiegła hinduska. Nagle niczym zjawa,
naprzeciw rudej stanęła Amber. Jej
czarne włosy powiewały na chłodnym, monsunowym wietrze sprawiając wrażenie,
jakby były w nich zaklęte czarne flamingi, chcące uciec z ich magicznej klatki.
Georgia zlustrowała ją od stóp do głów i
rzuciła się na nią.
-
Dobra Georgia! Wiem, że lubisz się przytulać, ale może w końcu byś się
ogarnęła?! – Amber trzepnęła ją w plecy i jej przyjaciółka ja puściła.
Georgia
posłała jej to jedno z tych rozbrajających uśmiechów.
-
No dobra, co tak długo?! I gdzie Nivis?! Co zrobiłaś z Nivis! – Amber zaczęła
wrzeszczeć.
-
Ogarnij się! Mamy problem i to wielki problem. Najpierw jednak musimy uratować
Nivis– Avril leniwie przeszła obok warczącego na nią psa.
-
U-u-u-uratować? A co jeżeli jej oprawcy nie lubią flamingów? – Amber sięgnęła
po swoje czarne kłaki i zaczęła je głaskać.
-
Czyli już wiesz.
-Oczywiście,
że wiem. Jesteście przecież na moim terytorium.
Georgia
i Avril wymieniły spojrzenia.
-
Wiem, co myślicie! Ale ja też mam swoje terytorium, swoich ludków i swoje
flamingi, o! – Amber skrzyżowała ręce na piersi. Nagle zmarszczyła nos.
Wszystkie skierowały głowę w stronę łuny światła. – Palisz mi las - mruknęła Amber.
-
To Nivis.
Hinduska
wparowała do swojego domu niczym huragan Katrina (a może Ksawery :D). Chwyciła swój oręż i wybiegła na zewnątrz
również gwałtownie.
- Ghōṛē! – ryknęła Amber. Dwa
konie: jeden kary, drugi kasztanowo dereszowaty zostały przyprowadzone przez…
jakiegoś tam hinduskiego kolesia.
-
Widzę, że masz tutaj…hmm... – Georgia dziwnie pokiwała głową.
-
Dobre konie?
-
Tak dobre konie.
Obydwie
wybuchły swoimi wariackimi śmiechami. Nagle wielki snop ognia poszybował w
górę, tym samym w jeszcze szybszym tempie trawiąc las. Dziewczyny pogalopowały w
stronę Gangesu.
- Znam tu kilka dobrych ścieżek. Przy
odrobinie szczęścia przejedziemy niezauważone.
- Tsaa.. ja znam nasze szczęścia –
warknęła Avril.
-My nie mamy szczęścia – Georgia przeskakując
nad jakimś hindusem posłała Amber rozbrajający uśmiech.
Dziewczyny
galopowały przez las, co chwila dostając liśćmi po twarzy. Jasna łuna, krzyki i
dym były dla nich bardzo dobrym kompasem. Nagle znalazły się na potężnym
moście. Pod nimi leniwie niósł swe wody Ganges, a one galopowały, co sił na
drugą stronę, gdzie szalał żywioł. Gdy zjechały po stromym nasypie wpadły do
lasu niczym tajfuny. Ogień
rozprzestrzenił się już bardzo mocno. Musiały unikać wielu pułapek, takich jak
przewracające się drzewa, czy nagłe wybuchy. Gdy jakimś cudem dotarły do
centrum rozszalałego żywioły o mało nie zostały stratowane, przez co chwila
biegnących to tu i tam koni i ludzi. Panował istny chaos. Ostry i duszący dym
wdzierał się do nozdrzy i oczu. Krzyki zagłuszały jakiekolwiek inne dźwięki.
Raz po raz kolejny wybuch amunicji doprowadzał konie do szału. Georgia widząc
ten cały harmider zwinnie zeskoczyła z konia złapawszy pierwsze lepszego
hindusa zaczęła go pytać o Nivis. Przestraszony człowiek wyrwał się i uciekł,
gdzie pieprz rośnie.
-Amber!
Wołaj do niej telepatycznie!
Hinduska
kiwnęła głową i skierowała się konno w przeciwną stronę.
-
NIVIS! NIVIS! – Georgia i Amber, co
chwila nawoływały swoją przyjaciółkę. Tymczasem Avril starała się zwęszyć jej
zapach. Jednak na próżno. Jakiś hindus wpadł na Georgie, lecz ta nim rzuciła o
drzewo. – TAVI! Gdzieś ty polazła ty symetryczno-liryczna medno – warknęła
Georgia, zrzucając z siebie kolejnego hindusa. Nagle upadła. Już chciała
ofuknąć nieznajomego hinduska, kiedy to nie był jeden z nich. Dziewczyna
uniosła brew. Zrzuciła z siebie białego mężczyznę i już była na nogach.
Czarnowłosy, krótko obcięty mężczyzna dziwnie się na nią patrzył. Znam tego kolesia. Przeszło jej przez
myśl, ale nogi poniosły ją zdała od niego zanim zdążyła coś do niego
powiedzieć.
Kolejny
wybuch. Kolejne powalone drzewo. Georgia nagle się zatrzymała i odwróciła. Nie
zauważyła kolejnego hindusa biegnącego z wodą. Koleś potknął się i wywrócił.
Ruda zaczęła biec i w jednym skoku zamieniła się w irbisa.
- Amber! Masz coś?!
- Tak! Trochę ubrań, noże i flamingi.
- Yyyych – Georgia odczuła niepohamowaną
chęć wyrwania jej włosów. – Pytam się czy
znalazłaś Nivis.
- Nie! Gdybym ją znalazła, to bym do razu ci
powiedziała, a teraz proszę, nie przeszkadzaj mi bo….
Georgia
nie usłyszała dalszej wypowiedzi. Nagły wybuch całkowicie ją ogłuszył.
-
GEORGIA!
Ruda
leżała z przypaloną sierścią. A nawet nadpalonymi tkankami całej prawej strony.
Syknęła z bólu. Jakimś cudem usiadła i poczuła delikatne mrowienia ciągnące się
od prawej łapy przez cały tułów, aż do ogona. Avril ni stąd ni zowąd znalazła
się przy swojej towarzyszce.
-
Lepiej, znacznie lepiej. Chodźmy – odparła Georgia i ruszyła przed siebie. Las
całkiem opustoszał. Były tylko ogień, dym i huk. Dziewczyny musiały zmienić
kurs. W dawnym centrum amunicji ludzi panował teraz centrum ognia. Przybrawszy
ludzka postać biegła, co sił w nogach. Miała jak największa nadzieję
znalezienia mężczyznę, którego spotkała kilka minut temu. Avril torowała jej
drogę. Hindusi mądrze odsuwali spod łap irbisicy. Niestety europejczycy już nie
mieli tyle oleju w głowie. Sięgając po broń narazili się na pazury Avril, a
także jej towarzyszki.
-
Gdzie jest wasz dowódca?! – fuknęła ruda łapiąc na kołnierz jednego z białych.
-C-c-co,
nie wiem, nie zabij… - krztusząc się własną krwią mężczyzna złapał się za swoje
zranione serce. Dziewczyny pobiegły dalej. W ostatniej chwili przebiegły pod
ognistym, padającym drzewem. Georgia coraz bardziej odczuwając oznaki
przypalenia zaczęła zwalniać.
-
AMBER! NIVIS! – krzyknęła. Wzięła głęboki wdech i ruszyła dalej. Hindusi starali
się opanować szalejący ogień. Bez skutku. Georgia i Avril, co chwila wpadały na
nich, którzy niby nie specjalnie przebiegali tuż przed dziewczynami. Georgia w nagłym sprincie ledwo zdołała
zahamować przed burzą czarnych włosów. Zrobiła ślizg i podparłszy się o ręce
spojrzała na dziwną scenę, jaka rozegrała się przed chwilą.
-
AMBER! – krzyknęła Nivis zrzucając z siebie kolesia, z którego głowy sterczał
kuchenny nóż. Dziewczyna podbiegła do Amber i uściskała ją.
- Podpaliłaś
mi las! – Ofuknęła ja hinduska.
-
No sorry, no. Musiałam się jakoś bronić – Alpha posłała jej rozbrajający
uśmiech.
-
Ale musisz go teraz ugasić, bo w przeciwnym wypadku Georgia będzie zmuszona
udzielić ci ślubu z jednym z hindusów.
Nivis
zrobiła dziwna minę i spojrzała na Georgie, która była w połowie przypalona.
-
A co tobie?!
-A
nic. To tylko … przypalona tkanka. – Georgia uśmiechnęła się krzywo, gdyż w
środku policzka czuła ból.
- Kończcie
z tymi umizgami, lepiej stąd spadajmy! – Avril ruszyła w drugą stronę. Nivis
wyrwała swoją broń z martwych rąk jednego z kolesi i ruszyła za kotką. Georgia
i Amber biegły, jako ostatnie. Hinduska posłała wymowne spojrzenie do Georgii
zerkając na chwilę na jej czarne plamy na twarzy. Ruda nie odpowiedziała i
biegła dalej. Po drodze były zmuszone zabić – właściwie to Georgia była
zmuszona zabić kilku białych ludzi.
-
Tam są konie! – zawołała Nivis.
-
Jedźcie same. Ja ugaszę ten ogień – Amber zatrzymała się, aby poszybować w
górę, jako smoczyca. Georgia i Nivis zwinąwszy dwa konie pogalopowały w stronę
Gangesu. Zostawiając za sobą ogień, zniszczenie i śmierć. Całą drogę
przejechały w ciszy. Dojechawszy do wioski zastały tam wielu gapiów i wielu
modlących się gapiów, który ze zgroza w oczach spoglądali na ogień i
wyłaniający się, co chwile z dymu kawałek ciała Amber. Dwóch chłopców zabrało
konie, a jakaś dziewczynka zaprowadziła do osmolonej chaty na palach – czyli
domostwa Amber. Georgia zrzuciła swój czarny płaszcz i jakimś cudem ściągnęła
coxit. Niestety zrywając sobie kawałki skóry.
-
Co ty do cholery robisz, czy nie wiesz, ze..
-
WIEM!
Nivis
zmarszczyła brwi. Georgia odwróciwszy się spojrzała w jej lagunowe oczy,
-
Nie potrzebuje pomocy – złapała swoje rzeczy i utykając przeszła do innego
pomieszczenia.
-
Nivis czuje się urażona – odparła Avril, bezszelestnie wchodząc do pokoju.
Jednym ruchem kociego pazura zasłoniła płachtą wejście.
- Myślisz,
że nie wiem?
-
Georgia, możesz mi powiedzieć, co się dzieje? Bo nie wiem, czy Ty nie wiesz, co
się dzieje, czy Ja nie wiem, co się dzieje, czy My nie wiemy, co się dzieje?
Georgia
odwróciła się w stronę Avril. Jej przypalone tkanki odpadały od reszty ciała.
- Georgia?
- Moje
sumienie domaga się prawdy – Ruda podeszła do lustra. Dotknęła swojego czarnego
policzka.
-
Ale przecież wiesz, że to nie możliwe. Wszystko wtedy poszło z godnie z planem.
Nikt nie wie, co się tak naprawdę zdarzyło.
- Nie
byłabym tego taka pewna.
- Ale
widziałaś minę Amber, jak cię zobaczyła. Cale gały jej wyszły. Myślisz, że domyśla się jakiegoś podstępu?
- Nie
wiem, nie wiem, co mam o tym sądzić. Już za mocno namieszałyśmy my, nie chce
znowu w to mieszać Amber.
Avril
westchnęła.
-Musimy
zapytać oto Amber i to najlepiej zaraz jak wróci. Wiesz jak to my, zawsze
zapominamy o czymś.
-JESTEM!
– Amber wparowała do domu niczym stado wrednych flamingów.
- Zbadamy
te sprawę dokładniej, jak wrócimy do Doliny – odparła Georgia i razem z Avril wyszła
z pokoju witając się hinduską. – No to
ogień ugaszony. Chodź nie wiem, jakim cudem udało mi się tego dokonać. Tavi
szacun za to zaklęcie, chodź i tak jestem obrażona za ten las.
-
Nie przesadzaj. Siadajcie mamy dużo do obgadania, tak długo się nie widziałyśmy
– Nivis klapnęła na poduchy i poklepała miejsce obok siebie. Amber przysiadłą
obok niej.
-
Amber… - zaczęła niepewnie Georgia, która nadal stała.
-
Tak?
- Maasz… masz może jakieś serum na spopielone
ciało?
Amber
i Nivis wymieniły spojrzenia.
-Nie
możesz użyć jakiegoś zaklęcia?
-
Tsaa… mogę, dobra nie ważne. Nie było tego pytania – Ruda jak się pojawiła tak
zniknęła. – Innym razem – powiedziała
do Avril.
-A co tej?
Ale
Georgii już nie było. Zaczęła ściągać resztę ubrań, kiedy do pokoju wpadła
Amber.
-
AAAAAAA! GEORGIA! TY ZBOCZONA, LEZBIJSKA MEDNO! – hinduska w nagłym napadzie
szoku zaczęła biegać po całym pokoju niczym naćpana mrówka. Potem wypadła z
pomieszczenia zrywając materiał zasłaniający wejście. Nivis wydarła się jak
głupia. Zakryła twarz. Z gardła Amber wydobył się dziwny śmiech. Nivis zaczęła
na nią krzyczeć, żeby zasłoniła przejście, ale ta upadła na podłogę. Leżąc
zawita w płótnie płakała ze śmiechu.
-
GEORGIA! JEŻELI AŻ TAK BARDZO POTRZEBUJESZ... YYCH... FACETA! TO IDŹ DO
JAKIEGOŚ HINDUSA, MASZ ICH TU MILION, A NIE NAS STRASZ!
Georgia
wybuchła wariackim śmiechem. Avril również zaczęła się śmiać.
-
Ale to trzeba nauczyć się pukać! –Georgia nadal śmiejąc się wzięła koszule z
łóżka i założyła ją. – Teraz lepiej?
-
Nic nie widzę! Skąd mam wiedzieć, że mi kitu nie wciskasz?! - Nivis nadal nie patrząc wstała i przesiadła
się w inne miejsce. Gdy wszystkie się uspokoiły, Tavi otworzyła oczy i z wielką
ulgą stwierdziła, że Georgia nie tylko się ubrała, ale i się uzdrowiła.
-Jeszcze
raz wyjedziesz mi z takim striptizem, to… !
-To
Amber wparowała do pokoju! - Georgia ubrana w czarne skórzane spodnie i koszule
siedziała sobie na poduszkach i czyściła swój oręż. Nivis widząc to miała
ochotę zabić Georgie na 1000 różnych sposobów. Jednak zdawała sobie sprawę, że
i nawet śmierć Georgii nie powstrzymałaby ja przed wkurzaniem ludzi. Jako
truposz straszyłaby, denerwowała i opowiadała po nocach jakieś dziwne historie
w stylu nagich prawd, czy mrocznych historii.
Tymczasem
Amber uporała się z materiałem, w który się zaplątała. Wolna zawołała kilka
dziewczyn, aby przyniosły kolację. Gdy wszystko już było gotowe, sama ściągnęła
zarękawia, buty i płaszcz. Usiadłszy przy dziewczynach zaczęła konsumować ryż z
jakimś sosem. Georgia również się poczęstowała, kładąc do swojej miseczki, ryż,
kukurydze i wszystko, co było na stole. Widząc dziwne spojrzenia przyjaciółek
odparła:
-
No, co? Głodna jestem jak….
-
Irbis? – podsunęła Nivis. Wszystkie wybuchły śmiechem. Avril zaczęła pytać się
jak dużo kur posiadają. Hinduska stwierdziła, że więcej niż im jest potrzebne.
Irbisica pokiwała głową i wyszła, doprowadzając Amber do nagłego zakrztuszenia.
Kotka po uprzednim ograbieniu kilku kurników, wróciła z dwiema kurami w pysku
doprowadzając do kolejnego zachłystnięcia Amber. Jednak nic nie powiedziała i
wszystkie kontynuowały swój posiłek przy akompaniamencie miażdżenia kości kury.
Po posiłku wszystkie nalały sobie wina, które Georgia zwinęła kupcowi, (o
którym wspomniałam juz wcześniej).
-
Słyszałam waszą rozmowę – wyparowała Nivis.
-
Nie dziwię się, bardzo głośno rozmawiałyśmy – Georgia udawała, że nie widzi
Nivis.
-
Hej, co z wami? – Amber zmarszczyła brwi. – Nigdy nie widziałam was tak zdenerwowanych.
-
Czyżby Georgia ci jeszcze nie powiedziała? A to ci heca. Wielka przyjaźń Amber
i Georgii zniknęła. – Nivis zaśmiała się gorzko i pociągnęła kolejny łyk wina.
-
Aha. Nie wiem, o co poszło, ale chce żebyście się pogodziły, bo mamy o wiele,
wiele większy problem.
-
Oczywiście, ŻE MAMY O WIELE WIĘKSZY PROBLEM. Co ona ci powiedziała?! – Georgia
spojrzała na Nivis. Ta zmrużyła oczy.
-
O co ci chodzi? Niby, kto? Jedyne, co usłyszałam wtedy to Avril, która…
-
Dobrze wiesz, że to nie Avril!
Nivis
ucichła, również Georgia przestała się odzywać.
-
W tych lasach, drzemie zło, większe niż wam się wydaje. Przyjeżdżając tu
naraziłyście na większe niebezpieczeństwo nie siebie, ale Dolinę. Georgia.
Myślałam, że wiesz.
-
Wiem. Ale Dolina nadal należy do jednych z najlepiej ukrytych Pustkowi. Będąc
tam jesteśmy bezpieczniejsi, niż w tropikach – Georgia tępo spoglądała gdzieś w
dal.
-
Cha, cha, cha. Chyba ty jesteś bezpieczniejsza – prychnęła Nivis.
-
Możecie w końcu się przeprosić?!
- Przeprosić?
To Georgia powinna mnie przeprosić, tylko jej duma jest zbyt wielka, więc nie
bądź taka zdziwiona, ze ta rozmowa wygląda jak wygląda.
Georgia
przekręciła oczami wziąwszy swój płaszcz, wyszła. Amber westchnęła. Nie
sądziła, że przy pierwszym spotkaniu po tak długiej rozłące, będzie kłótnia.
Nivis z całej siły trzymała kubek z winem.
-To
nie ma sensu – Avril powiedziawszy to równie obrażona jak Georgia, wyszła z
chaty.
-Tavi,
możesz wytłumaczyć mi, co się stało? – Amber przeczesała rękami swoje włosy.
Zwykle tego nie robiła, ale w tej chwili wredne, czarne kłaki zaczęły ją
denerwować.
-
No dobrze. Zresztą musze ci to powiedzieć, bo… ech. Jak szłyśmy do ciebie
pokłóciłam się z Georgią. Teraz jak na to patrzę, to ta kłótnia nie ma sensu
-
Zawsze tak jest. Kłócimy się, a potem zastanawiamy się, o co tak właściwie się
kłóciliśmy – hinduska zaśmiała się gorzko.
-
Miałyśmy wstać o wiele później, ale Avril mnie obudziła. Ruszyłyśmy w las, a
one nie chciały podać powodu, dla którego tak wcześnie jesteśmy na nogach.
Potem się zdenerwowałam i ostrzegłam Rudą, że jak mi nie wytłumaczy, co się
dzieje, to dalej nie pójdę. Ale ona jakby mnie nie słyszała. Powiedziała tylko:
niewiele ludzi na świecie zna dokładne położenie Smoczej doliny. Potem się
jeszcze bardziej wkurzyłam i kłótnia się rozkręciła. Zakończyło się na tym, że
się rozdzieliłyśmy.
Amber
pokiwała głową. Jednak zaraz zmarszczyła brwi.
-
Czego nie powiedziała Avril?
-
W Smoczej dolinie, jest pewne miejsce. Bardzo stare, pełne wspomnień. Powinnam
się tam udać. Powinnaś obrać to, jako misję. Nie jest dane mi dowiedzieć się
wielu rzeczy z ust swoich przyjaciół, przynajmniej tych, których nazywasz
przyjaciółmi. I co teraz powiesz? Masz
jakieś wytłumaczenie na to? – zrezygnowana Nivis pokręciła głową i wstała.
-
Mówisz, że Avril to powiedziała, to, czemu Georgia temu zaprzecza?
-
Wiesz, jak to Georgia. Mam wrażenie, że ona coś ukrywa. Coś, co będzie miało
duże znaczenie… w przyszłości? Amber, co jest ze mną nie tak, ze czuje niepokój
przed wydarzeniami z przyszłości?
Hinduska
westchnęła. Po głowie krążyło jej mnóstwo myśli i wspomnień. Tak długo nie
widziała się z Nivis, natomiast z Georgią, zaledwie 3 miesiące. Lekki powiew
wiatru zakołysał materiałem zasłaniającym wejście do chaty. Amber poczuła jak
muska jej głowę i szyję. Ten orzeźwiający lekki podmuch sprawił, że poczuła się
lepiej. Podniosła swoje szare oczy na podenerwowana Nivis. Alpha chodziła po
całym pomieszczeniu i od czasu do czasu oglądała przedmioty wiszące na
ścianach.
-
Wiesz, ze teraz zachowujesz się dosłownie jak Georgia? – Amber zmarszczyła brwi
i sięgnęła po kolejny kubek wina.
-
Nie, nie zachowuje się jak Georgia. Georgia robiłaby to bardziej wredniarsko i
za każdym razem przedstawiałby swoje uszczypliwe uwagi.
Hinduska
pokiwała głową ze zrozumieniem i zjadła paprykę.
-
No dobra. Czas z tym skończyć. Wołaj nasze mendowate przyjaciółeczki, bo czasu
mamy mało a gadania dużo. Nivis jakby rażona piorunem odskoczyła od ściany i
już siedziała przy Amber.
- Pogięło
cię? Ja z nią nie rozmawiam, mam focha i foch.
-
Nie przesadzaj. Nie możesz brać na poważnie wszystkiego, co gada Georgia, bo
to… - Amber z pełnymi ustami spojrzała na Nivis, zaś tamta uniosła brew. -…
Georgia.
-
Wiedziałam, że ten argument będzie totalnie bezsensu, ale jednak znowu dałam
się nabrać.
-
Nie przesadzaj. Nie zapominaj, ze ja jestem Amber. Ta chora psychicznie
dziewucha z Indii.
Hinduska
pomachała przed nosem Nivis cholernie niesymetryczna papryką. Dziewczyna tylko
usiadła nas swoim miejscu i napiła się. Amber sięgnęła po kolejny pasek papryki. Już
miała go włożyć do ust, gdy zdała sobie sprawę, ze siedzi na min, mały, tłusty,
obrzydliwy karaluch! Hinduska rzuciła warzywem na podłogę i przygniotła go
butem.
-
Łeee, ohyda! Nienawidzę karaluchów.
Nagle
do domu wparowała Georgia z Avril.
-
Słyszałam, że karaluch cię zaatakował.
-
To było straszne. Ja sobie w spokoju jem papryczkę, a to wredne świństwo się do
niej przyczepiło! Od dzisiaj nie jem papryki – Amber odsunęła miskę z
jedzeniem. – A zresztą, skąd wiedziałaś, ze karaluch mnie zaatakował?
-
Siedziałam przed wejściem.
-A,
to takie buty. Już myślałam, że
opanowałaś karaluchy.
-
Nie, tez za nimi nie przepadam.
Za
panowała krępująca cisza. Nivis bawiła się swoim ubraniem. Amber patrzyła na
ryz, Georgia z głową podparta na ręce przysypiała, a Avril myła łapę. Każda z
nich miała coś do roboty, lecz wszystkie wiedziały, że ich zajęcia są
pozbawione jakiekolwiek sensu. Nivis poruszła się niespokojnie, jakby karaluch
wszedł jej za tunikę. Jej towarzyszki nie zareagowały na ten ruch, zanurzyły
się we własnych myślach.
-
Damy rade w tydzień dotrzeć do Smoczej? – rozmowę rozpoczęła Nivis, co było dość
dużym zaskoczeniem dla Georgii.
-Przy
dobrym wietrze i zmniejszonej obecność ludzi– odparła Amber.
-
To dobrze – Nivis lekko uśmiechnęła się.
-
Myślę, że powinnyśmy wyruszyć dzisiaj – Georgia spojrzała na przyjaciółki.
Zapadła
cisza. Amber opuściła powoli głowę pogrążając się w własnych myślach.
- Zdążymy
się przygodo...
-
Georgia ma rację. Im dłużej będziemy zwlekać, tym szansa na odbudowe stada się
zmniejsza – przerwała Nivis Amber.
Dziewczyna powiedziała to swobodnie, lecz w głębi duszy miała
przeczucie, że już nigdy nie uda im się odbudować stada. Nivis pokiwała lekko
głową.
-
Wyruszymy o świcie. Nie bierzcie zbędnych rzeczy..
- Nivis, pól życia spędziłam na uchodźstwie.
Wiem jak się przygotować do podróży – Georgia i Avril wstały i ruszyły do
swojego pokoju.
- No to do zobaczenia wieczorem – Amber
również oddaliła się.
-
Dlaczego to musi się wszystko tak toczyć?! – Tavi zakryła twarz w dłoniach. Westchnęła.
Znowu nalała sobie wina. Nie żeby była alkoholiczką, ale w tej sytuacje musiała
się uspokoić.
-Nie
miej jej tego za złe. To, że się tak zachowuje nie znaczy, że trzeba ją stawiać
w złym świetle.
Nivis
natychmiast podniosła głowę. Przez moment myślała, ze widzi Amber. Ale to nie
była ona. Naprzeciw niej siedziała starsza kobieta. Miała długie, czarne włosy,
azjatycką cerę i jasne oczy. Dziewczyna od razu wiedziała, ze jest hinduską.
-
Kim jesteś?
-
Przecież znasz odpowiedź – kobieta lekko uśmiechnęła się.
-
Jesteś matką Amber – powiedziała powoli Nivis.
-
Zgadza się. Widzisz, czasami nasze przypuszczenia są trafne, ale trzeba uważać
zanim je się powie na głos, bo mogą wnieść więcej szkody niż pożytku – hinduska
zachichotała.
-
Myślałam, że… - Nivis nie bardzo wiedziała jak ma ująć to w słowa.
-
Że nie żyje? Hmmm… moja córka nie należy do ufnych osób, chodź pozory lubią
mylić.
-
Ale…
-Tak,
wiem. Jesteście najbliższymi przyjaciółkami, ale nawet przyjaciele nie wiedzą
wszystkiego o człowieku, którego kochają. To wiedzą jedynie bogowie – wtedy
spojrzała w stronę pomieszczenia, w którym krzątała się Georgia.
-
Czy wiesz coś więcej o – Tavi kiwnęła głową w stronę Georgii.
-
Nie wiele, ale wydaje mi się, ze więcej od was.
-Czy
mogłabyś uchylić mi rąbka tajemnicy?
-
Moja droga Nivis Loverde. Jeżeli Georgia uzna, że chce ci o tym powiedzieć, to zrobi
to. Ale sądząc po waszych humorach, teraz to nie nastąpi – Hinduska znowu się
uśmiechnęła.
Nivis
zapatrzyła się w dał szukając jakiś słów na to wszystko.
-
Czasem tak bywa, ze człowiek czuje się zagubiony. Po to właśnie żyjemy tak
długo, a niektóre rasy jeszcze dłużej, aby odnaleźć swoje miejsce w tym
świecie, a potem… -
-
A potem?
-
Potem odejść z głęboką satysfakcją, że osiągnęliśmy w życiu swój cel.
-
A ci, którzy są nieśmiertelni? – Nivis prychnęła.
-
Nigdy nie zaznają spokoju. Moja droga, nie martw się o to, co było, bo tego już
nie zmienisz. Żyj teraz, patrząc w przyszłość tak, aby i w niej się nie
zagubić. Nie trzeba za każdym razem kierować się rozumem. Mamy też dusze i
ciało. To wszystko się wypełnia, abyśmy z każdym z tych rzeczy mogli się
kierować. Och, chyba już czas na mnie- kobieta zaczęła się powoli podnosić.
-
Dlaczego mi to wszystko mówisz? – Nivis również wstała.
-
Ponieważ to ja wdarłam się do umysłu Avril.
-
Co?! Przecież to nie możliwe – Tavi potrzasnęła głową, aby poukładać myśli.
Nagle postać matki Amber zamigotała. Dziewczyna zmarszczyła brwi. - Ty jesteś
duchem.
-
My hindusi jesteśmy specyficznym ludem. Potrafimy rzeczy, o których inni marzą.
A teraz żegnam. Życzę ci,... wam powodzenia w odbudowie stada – starsza kobieta
uśmiechnęła się, a jej postać zaczęła znikać.
Nivis
się przeraziła.
-Czekaj! Dlaczego wtedy w lesie, powiedziałaś
mi o tym miejscu? Dlaczego mam się tam udać?
-
Nie powinnam ci tego mówić, ale… chyba nie zaszkodzi. Tam jest odpowiedź na
pewne pytanie. Gdy poznasz ją może zmienić twoje życie, może nic nie zmieniać,
a może dopiero w przyszłości odczujesz skutki poznania tej odpowiedzi. Pamiętaj.
To, czego się dowiesz, nigdy nie usłyszysz z ust swoich przyjaciół. Może to ci
pomoże.
Postać zaczęła migotać i nagle zniknęła.
- Nie! – Nivis wyciągnęła rękę, ale pozostała sama
w pokoju.
***
Georgia
zaczęła sie pakować. Nie wiedziała, czemu ale robiła to tak szybko, jakby od
tego miało zależeć jej życie. Pogrążyła się we własnych myślach. Dopiero, gdy
Avril do niej mruknęła znowu stanęła na Ziemi. I wtedy ją usłyszała. Odwróciła
się gwałtownie. Nivis siedziała zwrócona do niej plecami, a matka Amber
siedziała naprzeciw niej. Rozmawiały. Zaskoczona oparła się o ścianę, aby nikt
jej nie zauważył.
-
Dlaczego mi to wszystko mówisz?
-
Ponieważ to ja wdarłam się do umysłu Avril.
Otarła
pot z czoła. Jej zdenerwowanie sięgnęło zenitu, rzuciła ubrania na lóżko i
sięgnąwszy po wodę zaczęła pic ją łapczywie.
-
My hindusi jesteśmy specyficznym ludem. Potrafimy rzeczy, o których inni marzą.
A teraz żegnam. Życzę ci, wam powodzenia w odbudowie stada – starsza kobieta
uśmiechnęła się, a jej postać zaczęła znikać.
-Czekaj!
Dlaczego wtedy w lesie, powiedziałaś mi o tym miejscu? Dlaczego mam się tam
udać?
Wiedziała,
że nie powinna słuchać tej rozmowy, ale słowa same do niej przylatywały, jakby
chciały, aby ona je usłyszała. Powoli
wstała z lóżka i podeszła do drzwi.
-
Nie powinnam ci tego mówić, ale… chyba nie zaszkodzi. Tam jest odpowiedź na
pewne pytanie. Gdy poznasz ją może zmienić twoje życie, może nic nie zmieniać,
a może dopiero w przyszłości odczujesz skutki poznania tej odpowiedzi.
Pamiętaj, to czego się dowiesz, nigdy nie usłyszysz z ust swoich przyjaciół.
Może ci pomoże.
Postać zaczęła migotać. Zanim jednak
całkowicie zniknęła spojrzała na Georgie i uśmiechnąwszy się, zniknęła.
- Nie! – Nivis wyciągnęła rękę, ale pozostała
sama w pokoju.
Georgia
wzięła głęboki wdech i wyszła ze swojej sypialni. Tavi słysząc ją, szybko
schowała rękę i zaczęła pić wino, jakby przed chwilą nic się nie zdarzyło.
Nagle do pokoju wparowała Amber.
-
To gotowe? - Hinduska uśmiechnęła się
sztucznie.
-
Jeszcze nie nastał wieczór – Tavi otarła rękawem usta.
-
To nic. Przecież im szybciej wyjedziemy tym lepiej.
-
Niech będzie. Idę się spakować, czekajcie na mnie przy koniach.
Nivis
wziąwszy swoje rzeczy poszła do wolnej sypialni. Georgia korzystając z wolnej
chwili doskoczyła do Amber i złapała ją za rękę.
-
Ten uśmiech trochę ci nie wyszedł – szepnęła.
-
To sama próbuj robić dobrą minę do złej gry. Co z tym koksem robimy?
-
Nic – wtrąciła się Avril. Hinduska zmarszczyła brwi.
- Wątpię
żeby od razu zabrała się za szukanie tego m i e j s c a. Zresztą, prędzej czy
później musi się dowiedzieć prawdy.
Amber
odsunęła się od przyjaciółki. Jej bliskość czasami ja przerażała. Po głowie
chodziły jej straszne myśli, jakoby Georgia miałaby ją zgwałcić.
-Nie
zgwałcę cię – spojrzała prosto w szare oczy Amber. – Chyba.
Hinduska
prychnęła lekko zniesmaczona. Oby dwie wróciły po swoje rzeczy. Wyszły z chaty.
Gdy szły do uwiązanych koni, zaczęło świtać. Zapach palonego drewna dotarł do
wioski Amber, nie ułatwiając oddychania i tak już w dusznym powietrzu. Gdy
kończyły obwiązywać zwierzęta jukami, dołączyła do nich Tavi. Pracowały w
ciszy, nie widząc potrzeby, aby rozmawiać.
-Już
niedługo, słońce pojawi się na horyzoncie – mruknęła Tavi.
-
To nic. Rankiem w lasach tropikalnych nadal jest ciemno. Ba, w tych lasach to
jest cały czas ciemno. No może w południe jest jaśniej – odparła słodko Amber.
Próbowała rozluźnić atmosferę, lecz widząc, że jej starania spełzły na niczym,
poddała się.
Gdy
wszystko było gotowe, wsiadły na swoje wierzchowce i powoli ruszyły na północ. Zanim
jednak odjechały przekazały trochę pieniędzy nowo wybranej starszyźnie wioski.
-Swoim
przybyciem zmieniłaś ustrój w tej wiosce – zagadnęła Georgia.
-Taaa,
ale jednak warto było. W ciągu tych 3 miesięcy nauczyłam się tu wielu
pożytecznych rzeczy. Niby 3 miesiące to mało, ale władza potrafi zmęczyć –
zaśmiała się Amber.
-Tak,
wiemy coś o tym – odparła Avril.
-To
gotowe? – zawołała Nivis, gdy podjeżdżała do nich.
-
Gotowe od kilku chwil – zachichotała Amber, ale od razu spojrzała niespokojnie
na Georgię.
-
No to ruszamy na spotkanie ze Smoczą Doliną – Nivis westchnęła i ruszyła w
stronę lasu, na północ.
-
Jak myślisz, co z tego wyniknie? –zapytała Amber.
Georgia
zatopiła się w myślach, jednocześnie ruszając za Alphą. Amber jechała obok niej
i nie sadząc, aby jej przyjaciółka miałaby jej odpowiedzieć zaczęła sobie cicho
nucić.
-
Za dużo tych wszystkich pytań. Zbyt wiele tajemnic do ukrycia. Jednak jednego
jestem pewna – Georgia spojrzała prosto w oczy Amber, a jej głos mieszał się z głosem
Avril.-
- Tam, gdzie jesteśmy
My, nic dobrego nie wyniknie.
~*~
Koniec części trzeciej, ostatniej.
4 komentarze :
Dumdumdum. Super jest! :D
Kobieto, liczyłam na jakiś wykład, a nie na 3 wyrazy. Weź się troche rozpisz xD
Naprawdę fajnie Ci to wyszło. Szczególnie wzmianki z flamingami! <3 Amber jest taka... amberowska :D
W ogóle to cieszę się, że Ci się podobało. A co do amberowskich tekstów, to starałam się, aby wyszły tak jakbyś to Ty je pisała. Wyszła mi amberowska Amber! ^^ Jaki zaciesz xD
Prześlij komentarz