sobota, 30 sierpnia 2014

Nurzam się w mroku, aby światłość wyswobodzić spomiędzy szponów przeklętych.


...Słuchaj, co Noc Ci szepcze, Niewinne Dziecię...



Rävaen'Khardh
"Nie dbam o własną duszę. Moje odkupienie leży już w popiołach."

Czy złym czynem jest zabójstwo, jeśli poprze się je dobrem ludu?
 Czy ktoś zasługuje na potępienie, jeśli przyczyni się do cierpienia drugiego dla większego dobra?
Odpowiedzi przychodzą z czasem.


Jedni wołają, że to zdrajca krwi, godzien najokrutniejszych tortur. Inni mają go za wybawiciela, który w ich obronie sprzeciwił się niesprawiedliwości. Cóż jednak się stanie, gdy lud dowie się, że to on dzierży w szponach złe moce?

Stoisz tu, na szczycie ziemskiej potęgi, pod stopami masz żywy kamień góry. Pod Tobą rozciągają się krainy, płaszczą, jakbyś był królem wszechświata. Skieruj no swój wzrok na horyzont. Tam niczym pierwotne kły wyrastają z ziemi ostre skały. To odległe tereny, puste, nie ogarnione spojrzeniem Matki Natury, jakby brzydziła się tym skrawkiem. Nie znajdziesz tam zieleni, ani szumu wody, ni błysku Słońca. Przeklęta ziemia, zapomniana, niechciana. Tu właśnie zrodził się wygnaniec, w ukryciu przed światem, z daleka od światłości. Wzgardzony przez pobratymców, za towarzystwo obrał sobie cienie. Przez samotnych wędrowców, którzy zbłądzili między gołe skały, był zmorą, upiorem, który ledwo trzymał się życia. Srebrne oczy nigdy nie dojrzały blasku płomiennego klejnotu na niebie, łuski nie zaznały ciepła. Zahartowany przez północne wiatry, sam sobie był panem. I żył, choć na granicy śmierci, oddychał, choć płuca cichły, widział, choć ślepia blakły. W końcu Noc ulitowała się nad nędznym cieniem gadziny. Dziewiątego dnia zimy, gdy ostatnie ramiona słońca schowały się za horyzont, zerwał się silny wiatr. Zbudził wygnańca, przyzywając na szczyt najwyżej skały. Tam Księżyc tchnął nowe życie w mizerne ciało i nadał mu imię - Rävaen' Khardh, Przeklęta Cisza. Potęga skrzydeł ukazała się, a gadzina po raz pierwszy od wielu lat wzbiła się pod niebo, ujawniając światu własną moc. I świat zląkł się cienia wygnańca i przeklął jego żywot. Rävaen wyruszył w drogę, samotnie, jeno pod osłona nocy wędrując, żywiąc się padliną. Wiele zwiedził krain, zbyt wiele wschodów i zachodów słońca widział. Upojony blaskiem księżycowym, tańczył na niebie, spojrzeniem budząc postrach i ogniem plując, niszczył dzieła Natury. Choć nowe serce biło w piersi, śmierć zdołała odcisnąć piętno na jego duszy. Wzgardził wszelkim stworzeniem, bratając się jeno z tym, co martwe bądź słabe. Z wolna odkrywał siebie, na nowo. Ziemia nie miała przed nim tajemnic, widział morza, góry, doliny i lasy. Czas biegł, a on włóczył się w mroku, powoli znużony własnym żywotem. Podczas jednej z dłuższych wędrówek natknął się na smocze stado. Stwory jednak, widząc cień śmierci, jaki za sobą ciągnął, odegnały go. Wtedy też nienawiść zapłonęła w sercu Przeklętej Ciszy.
A Księżyc czuwał nad swym Synem.

Przemiana - Pantera (by Kium)
Siedzisz w obozie, ogrzewając dłonie przy ognisku. Nagle dostrzegasz starego mężczyznę. Widzisz jego ekwipunek, harpuny, sztylety, miecz i już wiesz, że masz do czynienia z Łowcą Smoków.  On jest tuż obok, więc nie potrafisz powstrzymać własnej ciekawości. "Łowco, opowiedz mi Przeklętej Ciszy, jaka zaległa na czarnych pustkowiach.".Człek posyła ci zmęczone spojrzenie.
- Nie wiesz, o co prosisz, Młodziku...Jednakże uczynię, jak chcesz. Widzę w Twych oczach, że i Ty chcesz chwycić się tej profesji. Każdy łowca zaś powinien wiedzieć o tym stworze.
Spotkałem go dwa razy w życiu. Pierwszego razu żałuję szczerze, drugi wrósł mi w pamięć zbyt mocno. Wiele ma imion, wiele przydomków. Prawdziwego mienia boją się chłopi, nie wymawiają go, mówią, że nieszczęście za sobą ciągnie. Nazwali go więc Douma (czyt. "duma" z akcentem na "u"), czyli Cisza. Powiadają, że ochrzczon został przez Noc samą, że wiatry ukształtowały jego łuski, a gwiazdy pomalowały jego ślepia. W oddechu jego samą śmierć czuć, podobno jest jej sprzymierzeńcem. Nie wiem, czy to prawda. Powiem ci jedno: zwiastuje prawdziwą zagładę. Nie jest bezmyślną bestią, która niszczy wszystko na swej drodze. Nie, on wrogów dobiera starannie, nie wszystkich obdarza śmiercią. Jego nienawiść dojrzewa powoli, lecz kiedy się ujawnia, pierzchajcie przyjaciele. Zemsty knuje pośród burzowych chmur.
Cielsko jego kryją czarne łuski, za dnia matowe, w nocy zaś nabierają połysku przy pocałunkach gwiazd.  Z jego ogromnego łba wyrasta sześć ostrych rogów, złączonych starganą błoną. Szczęka jego kryje rzędy ostrych kłów i gadzi, szary jęzor porośnięty drobnymi kolcami. W gardzieli pulsuje żywy ogień. Skrzydła jego, szare i poznaczone bliznami, ogromne, jakby chciał zakryć nimi cały nieboskłon. Ciągnie się za nim ogon kolczasty, co niesie śmierć nawet rycerzowi w zbroi. Nie straszny mu ogień, z którego się wywiódł, nie straszny mu chłód, który jego bratem. Z głębi czaszki łypią na ciebie puste, srebrzyste ślepia, niczym dwie tarcze księżycowe. Pożera cię wzrokiem, owija, paraliżuje. W locie jednak odznacza się gracją, jakby tańczył z wiatrem. Tam samo chód jego, gdy pierś dumnie wypina do przodu, a łeb unosi i wywija ogonem, raniąc ziemię. Z jego smukłych łap wyrastają długie szpony, jakby ze stali.
Zaprawiony w walce, rusza się zwinnie, mało która broń sięgnie jego łuski. Podobno widziano raz tylko, jak krwawił czarną mazią. Smukłe ciało pozwala mu ścigać się z wiatrem. Przydomek zaś zawdzięcza sobie tej przeklętej ciszy, porusza się powiem bezgłośnie. Nigdy jeszcze nie słyszano jego ryku, niektórzy twierdzą, że tego nie potrafi.
Wysługuje się czarną magią, ta jednak wymaga ofiary, więc jego ciało pokryte jest bliznami. Opanował umiejętność pobierania mocy od żywych, a nawet zatrzymywania akcji serca, choć to wymaga większego trudu. Sam jest sobie panem...
Tyle wiem, Chłopcze. A teraz idź już. I bacz na niebo, Douma czasem czuje, kiedy o nim mówią.
Starzec skończył, a Ty otrząsasz się z szoku. Mimowolnie zerkasz w niebo i nagle dostrzegasz czarny kształ przykrywający gwiazdy. Cichy szum, jakby skrzydeł...A później znów widzisz czyste niebo. Zdezorientowany, spoglądasz na mężczyznę. Nie jesteś pewien, czy to widział, ale ten kiwa głową.

Towarzysz - Scath
Siedzisz w wynajętym pokoju, przy blaskach świec. Przed Tobą na stole leży ogromna księga oprawiona w skórę. Woła cię, abyś jej dotknął, poznał jej tajemnice. Tytuł jest wypisany złotymi literami, choć nieco zdartymi "Wielka Księga Łowców". Otwierasz ją, głaszczesz palcami wyblakłe kartki. Widzisz imiona i nazwiska wszystkich dowódców, ale wzgardzasz tą informacją. Szybko przewracasz kolejne strony, szukając wśród opisów smoków tego jedynego, który cię interesuje. W końcu znalazłeś. Pospiesznie zanurzasz wzrok w tekst.
"Rävaen' Khardh, zwany Douma. Jedyny przedstawiciel swej rasy, która jak dotąd nie została jeszcze nazwana. Smok na wpół dziki, nieujarzmiony. Prawdopodobnie pochodzi z północnych pustkowi. Ujawnia się rzadko, ze względu na jego nocne wędrówki polowanie można rozpocząć dopiero o zmierzchu. Ciężki do wytropienia. Moc główna wiąże się ze światem zmarłych, para się czarną magią. Zasięg ognia - 40 stóp. Skuteczną bronią, jaka może przynieść mu śmierć jest tylko lanca, elfiej roboty. Innego sposobu jeszcze nie odkryto. Doskonale widzi w ciemnościach, lecz za dnia jego wzrok jest osłabiony. 
Status: Żywy.
Stopień: V, wyjątkowo niebezpieczny. 
Nie pojmować żywcem, zabić i unieszkodliwić."
Patrzysz na ostatnie zdanie, zastanawiając się, dlaczego jest przekreślone. Po chwili zatrzaskujesz księgę. Nie chcesz wiedzieć więcej.

Przemiana - człowiek (by Nataliehijazi)


Kiedy Douma spotkał Łowców po raz pierwszy, zaimponowali mu. Biegle władali bronią, byli odważni i dumni. Nie udało im się go choćby zadrasnąć, on zaś nie zabił żadnego z nich. Byli tym, czego potrzebował. Zmieniwszy swą postać, na drugi dzień zjawił się w siedzibie Łowców, żądając spotkania z przywódcą. Wkroczył do pomieszczenia, rzucając na stół ucięty smoczy łeb, tuż przed oczy dowódcy. Przyjęto go, bowiem w walce niewielu mogło się z nim równać. Tak oto nowy zapał wsiąkł w zdrajcę własnej rasy, gdy zawiązał sojusz z Łowcami. Zażądał nietykalności w zamian za smoczą krew lejącą się z nieba.

Odesłano go do Smoczej Doliny. Gdy przekroczył wrota, od razu poczuł magię bijącą z tego miejsca. Za zadanie miał przystać do stada, rzekomo ugiąć karku przed Alphą i donosić Łowcom o poczynaniach. Przyjął zadanie to z dziką satysfakcją, nadzieja na odegranie się na własnej rasie wyrosła przed jego ślepiami.

W skrócie
Rävaen'Khardh | Douma | Lat 30 | Mężczyzna/ Samiec | Zdrajca Krwi | Szpieg Łowców | Nekromanta | Elokwentny | Dumny | Nieufny | Złośliwy | Tajemniczy | Rozsądny | Kłamca | Oszust | Łotr | Kolczyki | Tatuaże | Sygnet z sześcioramienną gwiazdą | Noże do rzucania | Dwa sztylety | Czaszki ptaków | Czarna peleryna z kapturem | Blizna przecinająca usta i oko | Srebrne oczy | Czarne włosy


Ja i Douma witamy serdecznie w naszych skromnych progach.
Wątki i powiązania mile widziane.
Spokojnie, Douma nie gryzie. Tylko pożera w całości. Bezboleśnie. Serio.


11 komentarzy :

Georgia pisze...

Witam nowego smoka (nareszcie samiec, nie samica ;p) Zaraz rozpocznę ten Twój upragniuony wątek xD

Szet. pisze...

[Kłaniam się nisko rudej pannie i wyczekuję z niecierpliwością!]

Pigułka pisze...

[ Witam w Stadzie . *wreszcie ktoś nowy*]

Szet. pisze...

[Witam, witam. Może się Panna skusi na wątek pod KP?]

#takasobie pisze...

Oh, jak miło widzieć nową osobę, witam witam c:

| Dalia.

Amika Tamoi pisze...

Witam na blogu ;3
Xeveria

Georgia pisze...

Szare, kłębiaste chmury przysłoniły niebo nad Smocza Doliną przepuszczając niewiele promieni słonecznych. Porywisty wiatr co rusz zrywał się by porwać kilka liści i ponieść je hen daleko za horyzont. Rozciągając swe lodowate palce próbował również przebić barierę ochronną Doliny, lecz ta dzisiejszego dnia postanowiła uchronić mieszkańców przed arktycznym zimnem.
Zielone, smocze ślepia dostrzegały jak delikatna mgiełka unosiła się do góry, przy każdej próbie wtargnięcia żywiołu. Chodź była nocnym wartownikiem, lubiła podczas dnia przeciąć przestworza swymi skrzydłami i wytężyć wzrok w poszukiwaniu podejrzanych stworzeń.
I tym razem, purpurowa smoczyca powoli kołowa nad Doliną. Czasem nurkowała w dół, aby z hukiem przelecieć nad koronami drzew i wypłoszyć śpiewające ptaki, czasem zwinnie zbijała się w górę, ponad magiczny mur. Widziała inne smoki, które spokojnie żyły w Dolinie. Jednak zdawała sobie sprawę, że niedługo może on zostać zmącony.
Skierowała swój wzrok na kilka domów zwykłych wieśniaków, a potem na najbliższą wioskę. Niby taka mała mieścina, zaledwie 50 ludzi, a każdego roku zasilała szeregi Łowców Smoków.
- Nadchodzi zima... - szepnęła do siebie, a te słowa niczym magiczne zaklęcie sprawiły, iż nad Dolinę nie docierały już żadne promienie słońca, a arktyczny wiatr powoli przedostawał się do środka.

Georgia pisze...

Przekręciła szyję by móc spojrzeć na długie, czarne cielsko nowego smoka. Zmrużyła oczy, a jej ślepia przypominały dwie szpary pełne jasnozielonej trucizny. Lubiła zaszczycać nowych swoim jadowitym spojrzeniem, szczególnie tych niedoświadczonych. Jednakże zdawała sobie sprawę, iż gad, który własnie leciał nad nią nie jest byle jakim osobnikiem.
- Jesteś albo głupcem, albo nigdy nie widziałeś na oczy rosyjskiej zimy... - odparła z delikatną ironią w głosie Chciała jeszcze coś dodać, lecz poczuła mrowienie w lewej łapie. Zerknęła na swoje purpurowe łuski, które przez moment delikatnie zalśniły. Siłą woli powstrzymała wyłaniające się znaki. W tej chwili nie miała ochoty na dociekliwe pytania Ravaen'a. Miała ważniejsze sprawy na głowie, jak ochrona stada przed jesiennym sezonem polowań Łowców Smoków.

Georgia pisze...

-Gorącołuska? Toż to Twój umysł jest zamknięty, a twój wzrok ślepy skoro patrzysz tylko na to, co mnie otacza. Trzeba przekroczyć swój potencjał, by dostrzec to co niewidoczne. Jeżeli twierdzisz, iż nie jestem potomkinią zimy to mylisz się.
Przejechała badawczym wzrokiem po jego gadzim ciele. Dobrze zbudowany, ostre rogi, czarne łuski, które nabierały blasku w przysłoniętych, ale gasnących już światłach dnia,... potężne skrzydła. Spojrzała obojętnym wzrokiem w jego ślepia. Nauki, które niegdyś przyswoiła, kazały jej mieć się na baczności. Nowy przybysz, nie zawsze okazywał się sojusznikiem. Jej ojczyzna, aż za dobrze się o tym przekonała.
Omiotła wzrokiem krainę, nad którą szybowała. Powoli zapadał zmrok. Już niedługo będzie musiała rozpocząć nocny patrol. Bez ostrzeżenia poleciała w dół, a potem składając skrzydła przy bokach, zanurkowała. Nie zważała czy Ravaen za nią leci. Zatopiła swój umysł w morzu myśli, wspomnień, spekulacji, ale również i faktów. Krążąc przez chwilę tuż nad ziemią zamknęła oczy i w delikatnym blasku jej smocza postać rozpłynęła się w mgłę, pozostawiając ludzką powłokę. Jej oczodoły zalśniły zielonym blaskiem, założyła na krwawa kaskadę włosów czarny kaptur i ruszyła przed siebie.

Georgia pisze...

Weszła między niewzruszone drzewa, które ślepo spoglądały na przybyszów. Zerknęła w górę. Niebo coraz bardziej ciemniało. Już niedługo słońce miało zniknąć za horyzontem. Georgia ruszyła dalej głęboko wciągając leśne powietrze. Zamknęła swe duże, na kształt kocich, oczy by na powrót je otworzyć. Zalśniły dziwnym blaskiem, by świecić w leśnej ciemności. Zielono-żółte, kocie oczy widziały wszystko, a szpiczaste uszy wychwytały drobne szelesty. Zatrzymała się. Nagle, jakby straciła zdolność chodu. Powoli niczym spowolniona przez bogów odwróciła się do tyłu odsłaniając kolejno jej tajemniczą twarz, która delikatnie lśniła pod kapturem.
-Zamierzasz mnie śledzić? - odparła zdawkowym tonem. Zmrużyła oczy, chodź i tak pozostały obojętne. Odwróciła całą swą smukłą sylwetkę i stanęła tuż przed nosem mężczyzny. Czuła od niego moc, ukrytego gdzieś w środku smoka. Czuła od niego tę dzikość, ten zwierzęcy instynkt, który tak ukochała i który dostała pod opiekę od Se. Zaczęła okrążać mężczyznę, który przybył do Smoczej Doliny całkiem niedawno, który urodzony jako skrzydlaty gad posiadł umiejętność transformacji. Był smokiem, nie tak jak ona - elfem o wielu twarzach. Nemo...
Badawczo przyglądała się przybyszowi, rejestrując każdy skrawek jego twarzy, jego ubrania. Stanęła znowu, przed jego naznaczoną bliznami twarzą. Taką obojętną, niby zimna, tajemniczą, ale troszkę jakby rozbawioną. Odsunęła się w prawo, by mógł dostrzec stworzenie, które powoli i bezszelestnie sunęło w ich kierunku. Lecz Georgia nie spuszczała z oczu mężczyzny. Wbiła swe zielone, ale teraz również i niebieskie, i żółte ostrza swego wzroku w jego srebrne tarcze.
- Nie wasz się więcej mnie śledzić... - potężny irbis ze złożonymi na grzebiecie orlimi skrzydłami, delikatnie poruszył swą szaro-biała szczęką. Kocisko miało te same oczy, co jej towarzyszka. Georgia jeszcze chwilę spoglądała na Ravaen'a, by odwrócić się i zamiatając swym czarnym płaszczem, odejść wraz z gryfem w głębię ciemniejącej zieleni lasu.

Georgia pisze...

-'Człapał za tobą swym ludzkim i niezgrabnym chodem, niczym żebrak za bogaczem'...
Złowrogi pomruk doprowadził do delikatnego drżenia umysłu. Te delikatne wibracje przeszły przez łącząca ich więź, by i druga strona mogła poczuć wysyłane emocje.
-'Zdaje sobie sprawę, iż nie kierował swych kroków, po to by podziwiać mą urodę' - świeże powietrze wypełniło potężne, smocze płuca. - 'Koziorożec.'
Upatrzona ofiara odwróciła swój łeb, by spojrzeć na zwiastun swej bolesnej śmierci. Ostre pazury rozpruły trzewia kopytnego. Delikatna krew spłynęła po szorstkiej sierści by zetknąć się z lodowatymi głazami gór.
- 'Nieee... zmieniłam zdanie. Wolę zanurzyć kły w leśnym kopytnym'
Gryf poluzował szczęki. Poszarpane jelita padły na konającą ofiarę. Wydała bolesny krzyk, lecz jego dręczycielki wzbiwszy się w powietrze, nie zaszczyciły go już jakimkolwiek spojrzeniem.
-'Strasznie natarczywy... gdy zacznę go...'
-'Nie, nie Ty... kilka kruków w zupełności wystarczy'
-'Kruk? Są inne stworzenia, które...'
-'Nie boją się gadów'
Smok w purpurowej mgle, transformował swą postać w zwinnego kota. Jeden i drugi skok... by zanurzyć ostre kły w pysznym i pożywnym jeleniu.