piątek, 27 czerwca 2014

Początek nowej ery cz.2


( I jak ja mam to znowu zacząć? Ludzie heeeelp... nosz cholera… jakie zwierze… kura… Georgia i Nivis zaatakowały kure. No WTF?! Pipipipp… bububub.. Koniec świata, blablabla.. koniec świata.. uuu. Uuuuu.. tralala la.. tiririri.. Mii.. wii.. )

Georgia uważnie śledziła każdy jego ruch. Razem z Nivis i Avril ustawiły się pod wiatr, aby ofiara nie wyczuła ich zapachu. Kątem oka widziała Nivis ze swym łukiem. Strzałę nałożyła już na cięciwę, aby w odpowiednim momencie wystrzelić ją w stronę ich kolacji. Od 3 tygodni były w Indiach.  Pod koniec kwietnia wyruszyły w daleką podróż do rodzinnego kraju Amber. Teraz rozpoczął się sierpień - kolejny miesiąc pory monsunowej. Dla dziewczyn nie była to zbyt dobra informacja. Na szczęście – według Avril – były blisko Gangesu. Co oznaczało, że teraz muszą tylko poszukać wioski Amber. Nagle jeden z kur oddalił się od zwartej grupy ptaków. Może nie była to wielka odległość, ale to wystarczyło, aby Nivis mogła bezbłędnie trafić w zwierzę. Trafiony samiec zaczął się wydzierać, strasząc inne ptaki. Nivis szybko wystrzeliła kolejną strzałę, ale pocisk trafił w ziemie. Avril zamruczała niezadowolona, doprowadzając zwierzęta do jeszcze większego zawału. Georgia wyciągnęła trzy noże i zaczęła nimi rzucać. Pierwszy trafił w młodą samicę, prosto w szyję. Następny chybił od postrzelonego samca, jednak trzeci nóż już go dobił, zanim ten zdołał uciec w zarośla. Znużona Avril wyskoczyła na małą polanę, aby upolować coś dla siebie.  Niestety większość ptaków uciekła i zostały tylko kilka starych i chorowitych, ale irbisica nie pogardziła nimi i zabiła ostrzenie 3 sztuki. Georgia wyszła zza krzaków, aby pozbierać noże i kury.
- Godzinę polowałyśmy, na jakieś durne kury. Upolowałyśmy dwie i co najlepsze… jedna o mało nam nie zwiała! – naburmuszona Nivis złożyła łuk na plecy i pomogła Georgii.
-Ale nam nie uciekła i mamy dwie kury, a nie jedną – dodała z radością Georgia. – To ja idę poszukać drewna na ognisko. Dziewczyna zniknęła między drzewami.
- I to niby jest powód do radości? – zapytała Nivis, ale rudej już nie było.
- A co ciebie ugryzło? – Avril spojrzała na wysoka elfkę i zabrała się za swoją kolację. Nie przebadała zbytnio za kurami, ale gdy nie było nic innego w pobliżu potrafiła się nimi zadowolić.
- Mam już serdecznie dosyć tej cholernej wyprawy. Jeszcze ten deszcz. Pewnie to on mnie tak dobija. Dzień w dzień pada, a czasami pada bez przerwy i to całymi dniami i nocami.
- Ale teraz nie pada – zauważyła kotka i zabrała się za udko.
- Bo przestało, a gdyby nie przestało nie miałybyśmy kolacji!
- Miałybyśmy kolacje tyle, że ona nie składałaby się z kur bankiwa … tylko z…
- No właśnie, z czego? – Nivis położyła dłonie na biodrach i wbiła wzrok w irbisa. Avril zerknęła na nią od niechcenia i odparła między kęsami.
- Zawsze się coś znajdzie.
Nivis miała ochotę ją rozwalić na miliony kawałków, ale tylko prychnęła i odwróciła się w stronę kur. Wiele razy wściekała się na iunctus’a Georgii, ale nigdy nie warzyła się go tknąć. Zdawała sobie sprawę, że dotkniecie Avril bez zgody Georgii byłoby niczym… no właśnie niczym, co? Nivis nie wiedziała, co poczułaby jej przyjaciółka, gdyby na przykład pogłaskała Avril po głowie. Zawsze chciała oto zapytać Georgie, ale nie wiedzieć, czemu bała się tej rozmowy.  Po kilkunastu minutach z lasu wyłoniła się Georgia. W rękach miała gałęzie: jedne bardziej, drugie mniej suche, lecz to wystarczyło, aby rozpalić ogień.  Gdy ognisko już płonęło Nivis kończyła skubać pierwsza kurę. Ruda usiadła obok niej i zabrała się za drugą. Pracowały w ciszy, nie czując potrzeby odezwać się nagłos. Nawet Georgia i Avril nie rozmawiały w myślach, tak jak to zwykle robią. Nivis z lekkim obrzydzeniem nadziała kurczaka na zaostrzony patyk i powiesiła nad ogniskiem.
-Masz może jakieś przyprawy?
- Imbir może być?
Nivis zmierzyła wzrokiem przyjaciółkę.
– Skąd ty do cholery masz imbir?!
- Zwinęłam jakiemuś kupcowi, … gdy go napadali, więc skorzystałam okazji. Nie miałam zbyt wiele czasu, żeby…
- Nie mijałyśmy, żadnego kupca ani handlarza!
- Ty, nie… bo spałaś – stwierdziła bez ogródek Avril.
Nivis z dziwną miną wróciła do opiekania kurczaka. Doprawiła go imbirem i innymi ziołami, które znalazła niedaleko ich obozu. Do końca dnia nie odzywała, no chyba, że było to konieczne. Georgie na początku to denerwowało, ale gdy zjadła całkiem dobrą kolację (którą popijała winem  - także zabranym od owego kupca), stwierdziła, że nic nie może zakłócić jej spokoju ducha.
- O której jutro wstajemy? – zapytała od niechcenia Nivis.
- Nie wiem. Wolałabym jak najwcześniej, może o czwartej?
- 4.30
- Pół godziny w te czy we w te, różnicy nie zrobi. Dobra ja idę spać – Georgia wzięła swój plecak i położyła się pod jednym, z drzew. Avril zaś obok niej.
- Okey – mruknęła Nivis. Wzięła swój koc i zwinęła się w kłębek niedaleko ogniska. Gapiła się w dogasające płomienie, ale sen nie chciał nadejść. Wkurzona odrzuciła przykrycie i sięgnęła po bukłak z wodą. Od ciągłego przyglądania się tańczącym językom płomieni powinny ją boleć oczy, lecz bolało ją gardło. Przełknęła kilka haustów i od razu poczuła się lepiej. Zakręciła bukłak i już miała kłaść się z powrotem, gdy w krzakach coś zaszeleściło. Znieruchomiała na moment, ale nic się nie wydarzyło. Tylko wiatr kołysał gałęziami i liśćmi. - Oj Tavi, masz zwidy – powiedziała do siebie i położyła się. Tym razem sen przyszedł od razu. Spała tak twardym snem, że gdy Georgia ją potrzasnęła, podskoczyła o mało nie wydrapując przy tym rudej oczu.
- Opanuj się! – syknęła dziewczyna i ruszyła powrotem do swojego legowiska.
- To już ranek? – zapytała sennym głosem.
-Nie, dochodzi północ.
Nivis zmarszczyła brwi i padła powrotem na posłanie.
- Wstawaj! – szturchnęła ją Avril – Nie mamy czasu!
Brunetka w jednej chwili dostała nagłego przypływu energii i zerwała się na nogi.
- Możecie mi powiedzieć, co jest grane?!
-Ciiiiiiiii!!! – uciszyły ją dziewczyny. Georgia nagle wstrzymała oddech, ale po chwili wypuściła powietrze. – Co mówiłaś?-  Nivis spiorunowała ją wzrokiem.- Ach tak... po drodze ci powiem – rzuciła i zapięła pas z bronią.  – Pakuj się!
Nivis bez słowa spakowała się. Nie bardzo wiedząc jak udało jej się tego dokonać w tak krótkim czasie. Dogasiły tlące się drewno i przykryły je ściółką. Georgia założyła swój postrzępiony, czarny płaszcz i ruszyła w las. Nivis poszła za nią starając się robić jak najmniej hałasu. Niestety Georgii lepiej to wychodziło.  Przechodziła między drzewami niczym cień... niczym kot. Szły przez las dobre dwie godziny i nie dostrzegły ani jednej żywej duszy.
- Możesz w końcu powiedzie mi, co jest grane, bo się obrażę, siądę tu i nie wstanę dopóki nie usłyszę pełnej odpowiedzi! – Nivis założyła ręce na piersi.
- Niewiele ludzi na świecie zna dokładne położenie Smoczej doliny– odparła ruda i ruszyła dalej. Nivis uśmiechnęła, się, ale nagle zdała sobie sprawę z bez sensowności tej odpowiedzi.
- Co?! Przecież to nie ma sensu. Dobrze wiem, że Smocza dolina jest zbyt dobrze ukryta dla 99% ludzi. Georgia, albo się ogarniesz, albo zacznę krzyczeć! - Nivis stanęła i wpatrywała się w Georgie swoimi lagunowymi oczyma, tym razem już naprawdę zła. Jej towarzyszki nagle zrobiły tył zwrot i stanęły twarzą w twarz ze wściekłą Alphą. Najbardziej jednak zaskoczyło Nivis to, że ich twarz w ogóle nie wyrażała strachu.
- Może gdybyś powiedziała to spokojnie, wręcz za spokojnie, niczym mój ojciec, to może bym się wystraszyła – odparła i ruszyła dalej. Tavi westchnęła i zrównała się z Georgią.
- Dobra, niech ci będzie – zaczęła brunetka. - Jedyne, co wywnioskowałam to to, że coś się stało.. Nie wiem, czemu łazimy po tym lesie i teraz jak wspomniałaś o Smoczej to nawet się trochę wystraszyłam. Ja już mam dość tej wyprawy! Przez cały czas musimy się ukrywać. Ty jesteś może do tego przyzwyczajona, ale ja nie. Ja nie robie sobie wrogów na każdej drodze, bo wiem… dobra nie ważne… . Chodzi mi o to, że … ta wyprawa to jak jakieś tortury…
-Tortury?! Co ty możesz wiedzieć o torturach? – Georgia spojrzała na Nivis.
- Jeżeli nigdy nie widziałaś tortur, albo co najlepsze nigdy nie torturowałaś, to nie wymawiaj pochopnie słów, których prawdziwego znaczenia nie znasz! –warknęła Avril skręciła w prawo.
Nivis stanęła jak wryta.
- Idziecie?! – rzuciła irbisisca zza pleców.
- Wiem, że się denerwujesz, wkurzasz i w ogóle… mogłabyś raz w życiu odpuścić i iść tam, dokąd cię prowadzą? Dowiesz się, o co chodzi, ale we właściwym czasie. 
Nivis straciła cierpliwość.
- Mam dosyć! Nie będziecie mną manipulować, nie jestem wasza marionetką! Albo w tej chwili mi powiecie, o co do jasnej cholery chodzi, albo wracam powrotem! – Nivis zaczęła wrzeszczeć. Wystraszone nocne ptaki uciekły na inne drzewa. Przez moment nastała dziwna cisza, jakby zaraz miało się coś wydarzyć.
- No to idź! Na co czekasz?! POKAŻ JAK BARDZO ZALEZY CI NA STADZIE!
- Twierdzisz, że mam gdzieś Dolinę?! Stado, które założyłam?!
- Wiesz, przed chwilą chciałaś uciekać, gdzie pieprz rośnie! I to ma być Alpha?!
- A może to ty chcesz być Alpha?! Próbujesz mnie strącić z tego stanowiska. Nie myśl, że nie wiedziałam, jak spiskowałaś przeciwko mnie!
- Ja.. CO?! Ja spiskowałam? Nie zaprzeczę, zastanawiałam się, jakby to było, gdybym była Alphą, ale to nie znaczy, że spiskowałam! – Georgia i Nivis mierzyły się wzrokiem. Ni stąd ni zowąd pojawiła się Avril.
- Skończyłyście już?!
- Dlaczego, nie chcesz mi powiedzieć o co chodzi?! – powiedziała powoli Nivis.
-Bo to nie dotyczy ciebie.
- A kogo? Zapewne ciebie i jednego z twoich facetów?
- Znowu się zaczyna – Avril przekręciła oczami i zawróciła.
-To jest sprawa moja i Avril! Jeżeli wiesz, że nie chcesz się w to mieszać, to na cholerę próbujesz robić wszystko na przekór temu?!
- To, że nie chce się mieszać, to nie znaczy, że nie mogę wiedzieć, o co chodzi!
Georgia westchnęła.
- To było wtedy, gdy ciebie nie było, a my próbowaliśmy podtrzymać stado. Zrobiłyśmy coś, czego nie powinnyśmy były robić.
Nivis powoli zaczęła się uspokajać. Ale adrenalina znowu jej podskoczyła.
-Co zrobiłyście? – zapytała całkiem spokojnie. Przynajmniej tak jej się wydawało. Georgia nagle zanurzyła się we swoich wspomnieniach.
- Niewiele ludzi zna położenie Smoczej doliny... ale to wystarczy, aby ja zniszczyć – powiedziała tylko i odwróciła się. Nivis już chciała ją zawołać, ale Avril zamknęła jej usta.
- W Smoczej dolinie, jest pewne miejsce. Bardzo stare, pełne wspomnień. Myślę, że powinnaś się tam udać. Wiem, że to nic ci nie mówi, ale powinnaś obrać to, jako misję. Nie jest dane ci dowiedzieć się wielu rzeczy z ust twoich przyjaciół, przynajmniej tych, których nazywasz przyjaciółmi.  – Avril kiwnęła lekko głową i ruszyła za Georgią. Nivis nadal stała. Stała w miejscu pełnym wspomnień. Wspomnień kłótni jej i Georgii, a nawet Avril.
- Bardzo stare, pełne wspomnień – usłyszała echo głosu Avril w swojej głowie.  - Stare, stare… pełne wspomnień. Pewne miejsce, miejsce, miejsceee…. Stare, stare, stare…. Wspomnień.
- Stare miejsce, pełne wspomnień. Miejsce… bogów – wyszeptała Nivis. Spojrzała w miejsce, gdzie zniknęła Georgia z Avril. Przez moment odniosła wrażenie, że nie wie, co ma zrobić. Dokąd ma pójść. Czy iść za Georgią? Zawrócić, albo może po prostu iść prosto do Smoczej doliny? - Ale Amber - pomyślała. Amber była jej przyjaciółką, tak samo jak Georgia, chodź z Amber znały się dłużej. - Nie jest dane ci dowiedzieć się wielu rzeczy z ust twoich przyjaciół, przynajmniej tych, których nazywasz przyjaciółmi – znowu echo głosu Avril rozbrzmiało w jej głowie. Chociaż nie, to nie była Avril. To był inny głos. Też koci, ale inny. Nivis znała ten głos, tylko nie wiedziała skąd. - Georgia? Nie - zastanawiała się. Jeszcze raz spojrzała przed siebie. – Georgia i Avril musiały już się dość oddalić.  Ale nie na tyle, aby nie udało mi się ich dogonić. Skoro Georgia nie chce mi czegoś powiedzieć… – Nivis przełknęła ślinę. Zdawała sobie sprawę, że jeżeli Georgia nie chciała czegoś powiedzieć, chodźby nawet za cenę przyjaźni, musiała to być naprawdę mroczna informacja.
Nivis wzięła głęboki wdech i ruszyła dalej. Miała nadzieję, że jej towarzyszki nigdzie nie skręciły, bo to by oznaczało przedzieranie się przez indyjskie lasy w pojedynkę. Dziewczyna cicho szła, chodź im dłużej tak szła tym wzrastał w niej niepokój. W końcu sięgnęła po łuk i nałożyła strzałę na cięciwę. Nie podobał jej się ten spokój. Zerknęła na pobliskie krzaki. Miła wrażenie, że zobaczyła tam oczy. Zamrugała i spojrzała w to samo miejsce, ale po oczach nie było śladu
- Taci... odbija ci po prostu – pomyślała. Szła dalej. Czasami musiała używać noża, aby zapanować nad roślinami, które jak na złość, jakby próbowały zatrzymać dziewczynę. Nagle coś skrzypnęło. W jednej chwili myślała, ze to ona nadepnęła na gałązkę, ale nie czuła pod stopami żadnej z takich rzeczy, a przynajmniej żadnego suchego patyka, który pod jej ciężarem mógłby pęknąć. Lekko zestresowana szła dalej. Liście biły ją po twarzy, gdyż las stał się gęstszy. Ze wszystkich stron otaczała ja zieleń, a właściwie czerń, która tylko przy świetlne księżyca stawała się ciemną zielenią. Nagle znowu coś usłyszała. Zaniepokojona odwróciła się do tyłu. Nagle zdała sobie sprawę, że coś ją ciągnie w kostce. Spojrzała w dół i zanim zdążyła cokolwiek pomyśleć, leżała na ziemi.  Próbowała uwolnić nogę, ale jakieś silne ręce złapały ją za ramiona i przytrzymały. Inne zakneblowały usta i założyły worek na głowę. Zaczęła się wiercić i szamotać, ale to nie dało większego efektu. W końcu zdesperowana zaczęła krzyczeć, przynajmniej próbowała przez kawałek materiału, który jej przeszkadzał. Darła się ile sił w płucach, lecz nagle oberwała w czymś w głowę. Worek troszkę złagodził uderzenie, ale i tak na chwile ją oszołomiono. Gdy odzyskała pełną sprawność umysłową, ktoś ją niósł niczym worek mąki.  Miała związane ręce nogi, ale umysłu jej nie związali, dlatego też po krótkim na myślę rzuciła czar na oprawców. Nie wiedziała, kim są ani jak wyglądają, dlatego też miała słabe pole do popisu. Jednak zwykły czar podpalający zadziałaj. Po chwili poczuła zapach dymu. Oprawcy zaczęli coś krzyczeć. Nivis została brutalnie rzucona na ziemie. Kilka razy została kopnięta. Nie wiedziała czy celowo, czy przypadkiem, jednak nie zmieniał to faktu, że miała ochotę rozwalić Georgie i Avril na miliony, miliardy kawałeczków.
- Zapewne, jak to usłyszała teraz ucieka na któryś z końców świa. – westchnęła w myślach Nivis i zaczęła rozwiązywać linę u rąk. Była mocno związana, używała tez czarów, ale chodź więzy nie były już tak mocno ściśnięte, nadal była związana. Zdyszana postanowiła chwile odsapnąć. Nie bardzo rozumiała, co się działo poza jej workiem na głowie. Słyszała krzyki. Jedyne, co wiedziała, to podpaliła las, a ogień dość szybko się rozprzestrzeniał. Mężczyźni biegali w różne strony, co ją zdziwiło. Nagle znowu została podźwignięta do góry.
- Nasza dziwka się rozwiązała – łup, kopniak w brzuch. Nivis skrzywiła się. Nagle poczuła, że ktoś majstruje jej przy spodniach. Została pchnięta na plecy.
- Co ty robisz?! – zapytał ktoś z dziwnym akcentem.
- Nawet ogień mi nie przeszkodzi. Przecież tyko magazyn się podpalił.
-Magazyn z amunicja! – ryknął drugi.
Nivis próbowała myśleć na wysokich obrotach, ale cos jej to nie wychodziło. Teraz liczyło się to, że jej oprawca próbował ją zgwałcić. Poczuła, że się pochyla. Zrobiła zamach nogami. Z całej siły kopnęła go w klatkę piersiową. Mężczyzna zaczął kląć. Inny złapał ją za ramiona i postawił. Ku jej szczęściu (przynajmniej tak jej się wydawało) ściągnął jej worek i uderzył w twarz. Dziewczyna upadła. Złapał ja ponownie i już przymierzał się do kolejnego uderzenia z pieści. Nagle coś wbiło mu się w głowę. Mężczyzna upadł na Nivis a z głowy sterczał mu kuchenny nóż.

***

Zdenerwowana Georgia przedzierała się przez las. Po chwili dołączyła do niej Avril. Gdzieś tam za nimi stała Nivis. A może nie stała, tylko zawróciła z powrotem w stronę Europy. Dziewczyna jakoś nie miała ochoty zastanawiać się, co zrobiła jej przyjaciółka. Wróć! Jej była przyjaciółka, bo nie sadziła, aby Nivis nadal ją lubiła.
- Misja?! A co ciebie znowu napadło? – Georgia zapytała swojego jumactus’a. Avril nie odpowiedziała, lecz po chwili zdała sobie sprawę, że to pytanie było skierowane do niej.
- Ee, co? Mogłabyś powtórzyć?
- Co to za misja, którą rzekomo poleciłaś Nivis.
- No, bo ona…, jaka misja?! – Avril przystanęła i potrzasnęła głową, chcąc poukładać myśli. Georgia również się zatrzymała i spojrzała dziwnie na Avril. Przez chwile spoglądały sobie w oczy.
- Coś mi się zdaje, że będzie lepiej, jeżeli znajdziemy Amber i jak najszybciej wyniesiemy się z Indii.
- Ja o tym marze od 3 tygodni – rzekła Avril. Georgia omiotła swymi zielonymi oczętami ciemny, deszczowy las i ruszyła dalej. Irbisica zaczęła swój monolog. - Zakładamy, że ktoś potężny całkiem niedawno wlazł mi do umysłu i przemówił do Nivis. Ja pamiętam tylko urywki z tej rozmowy, a właściwie, to im dalej płynie czas, tym coraz bardziej te urywki mi sie zamazują. Ale tylko jakieś bóstwo byłoby wstanie wejść do mózgu jumactus’a.
- Nie musisz mi tego mówić.
- No wiem, ale wole ci powiedzieć to, co JA myślę, żebyś czasem nie myślała, że to TY pomyślałaś.
-Niech ci będzie – mruknęła Georgia i nożem cięła przeszkadzające im krzaki. Oby dwie jakby przyspieszyły, nie żeby się bały, ale miały jasne przeczucie (a Avril zdołała nawet to wywęszyć), że ktoś jeszcze jest w pobliżu. Georgia zdawała sobie sprawę, że w dwójkę nie dadzą sobie rady przeciwko… hmm... Iluś tam napastnikom, którzy bardzo dobrze znali tutejsze tereny.
-Ganges.
Avril zbyt pochłonięta węszeniem zapachów, nie zareagowała na pytanie, a właściwie stwierdzenie Georgii.
- Co?... Ganges przecież jest przed… nami – Avril spojrzała na swoją towarzyszkę. Ostatnie słowo wypowiedziała wolniej, jakby bała się, że spowoduje samozapłon.
-Tu nie ma Gangesu. Ktoś nas zmylił.
- Na pewno nie...
Georgia nagle padła na ziemie, a Avril doskoczyła do niej. Miały szczęście, że stały niedaleko gęstych zarośli. Grupa mężczyzn kierowała się w stronę, z której one dopiero przyszły. Mówili w języku hindi. Przynajmniej niektórzy. Wśród nich było kilkoro europejczyków. Georgia i Avril wlazły między krzaki, gdzie swoje legowisko miały kury bankiwa. Zwierzęta nie spodziewały się nagłych przybyszów w ich świetnej kryjówce. Jak poparzone wyskoczyły dziobując Georgię i Avril. Kotka zawarczała, aby je odgonić. Georgia zaś wyciągnęła nóż i zabiła bardzo odważną i jednocześnie bardzo wredną kurę. W skrócie można by rzec, że w krzakach rozpętała się jatka. Mężczyźni, na chwilę zapomniani przez śledzące ich dziewczyny wyciągnęli broni i skierowali ją w wrzeszczące krzaki.
- Co jest?! Mówiliście, że nikogo tu nie będzie! – krzyczał któryś z europejczyków z bardzo dziwnym akcentem.
- Bāgha, bāgha !!! – krzyczeli hindusi uciekając jak najdalej od krzaków.
- Co się dzieje?! … JACK!
- Twierdzą, że to tygrys! … rozpętało istne piekło! Spieprzajmy …, ze to tygrys! – zawołał ktoś inny, prawdopodobnie Jack. Mężczyźni tym razem pobiegli dalej, ale nie wszyscy.
-STAĆ!
- Marc! Szybko! Znaleźliśmy..!
Georgia i Avril były zbyt zajęte, aby dokładnie słuchać krzyków Jacka, Marca i ich hindusów. Ale wyraźniejsze słowa docierały od ich uszów. Avril zaczęła warczeć i skakać z jednej na druga kurę, zabijając je. Nie umiała się na dziwić, że tych wrednych zwierząt, aż tyle pomieściło się w zaroślach. Georgia zaś leżała próbując uchronić się przed latającymi kurzymi pociskami. Wiele martwych kur leciała tez w stronę mężczyzn.
- To nie!... to . WRACAĆ!
- Marc! Chodmy! IRBIS!
Georgia skoczyła jak porażona prądem.
- AVRIL! SPADAMY!
Georgia wygramoliła się z krzaków i cała w piórach i krwi pognała przed siebie. Avril po chwili znalazła się tuż przy niej. Ruda nie wiedziała, czy zostały dostrzeżone przez Marca, Jacka, czy kogokolwiek. Jednym ślizgiem wpadły pod krzaki, gdzie na szczęście nie było kur.
- Bogowie, niech będą dzięki! – mruknęła Avril. Poczym dodała. – Chyba zostanę wegetarianką...
- Ciii… - mruknęła Georgia. Dziewczyny skulone siedziały w zaroślach wypatrując czegoś podejrzanego. Z daleka słyszały krzyki owej grupki. - Chyba przeczesują krzaki.
- Nie ujrzą zbyt pięknego widoku – odparła Avril i zerknęła na Georgie. O mało nie parsknęły śmiechem.
- Dobra. Taka okazja może się jeszcze nie powtórzyć – Georgia wyciągnęła mapę i rozłożyła ją na ściółce. Starała się, aby nie robić zbędnego hałasu, ale wśród tak wielkiej ilości liści, było to trudne, wręcz niemożliwe. Avril chwyciła pyskiem jeden z końców papieru i rozciągnęła mapę Indii. – Jesteśmy tutaj – wskazała palcem – a powinnyśmy być tutaj. Avril spojrzała dziwnie na Georgie.
 -Ale jakim cudem… ?! Jak przepłynęłyśmy Ganges, nie przepływając go i jakim cudem wyczułam go przed sobą, chociaż był za mną?
Georgia posłała jej wymowne spojrzenie.
- Nienawidzę Indii – powiedziała Avril, tym razem nagłos.
- Lepiej nie mów tego przy Amber.
Usłyszawszy zbliżające się odgłosy zwinęły mapę i wygramoliły się spod krzaków, robiąc przy tym tam wiele hałasu, że Georgia odniosła wrażenie, iż usłyszeli je mężczyźni, którzy przeczesywali teren jakieś 100 metrów dalej. Dziewczyny skierowały się na północ, gdzie teren lekko opadał, aż nagle przystanęły.
- Nie możemy tam iść.
 - Nie możemy.
Odwróciły się za siebie. Mężczyźni je dostrzegli, już biegli w ich stronę.
- Raz się żyje…
Nagle rozległ się krzyk. Przytłumiony krzyk wołającego o pomoc.
 -NIVIS! – krzyknęły Georgia i Avril. W jednym momencie wydarzyło się wszystko. Georgia podskoczyła i w jasnym błysku światła stała się potężną smoczycą. Pod wpływem nagłej energii poprzewracała kilka pobliskich drzew. Lecz ona nie zawracając na to uwagi, odbiła sie od ziemi. Będąc w górze zionęła ogniem w stronę lasu. Avril zawarczała i zwiększyła swoje rozmiary. Z jej grzbietu wyłoniły się orle skrzydła i dołączyła do swojej towarzyszki.


Brak komentarzy :