środa, 2 lipca 2014

Początek nowej ery cz.3


Georgia niczym huragan zamieniła się w bliżej nieokreślone coś, co ludzie określają, jako mgłę. Lecz ona była duszą, która nie przybrała określony kształtu. Tak w porywie wiatru spowodowanego przez ruch skrzydeł zamieniła się w elfa. Stała w centrum wioski, a dusza jeszcze rozpływała się w powietrzu. Avril wylądowała obok niej. Georgia ruszyła, a ostatnie smugi duszy zamieniły się w jej czarny, postrzępiony płaszcz.  Szła mijając na wysokich palach domy. Ich mieszkańcy spoglądali lękliwie w stronę dwóch nowych przybyszów. Jedna z dziewczyn pobiegła w stronę najczarniejszego z budynków.  Georgia weszła po drabinie i przeszły przez most skierowała się w stronę, w która pobiegła hinduska. Nagle niczym zjawa, naprzeciw rudej stanęła Amber.  Jej czarne włosy powiewały na chłodnym, monsunowym wietrze sprawiając wrażenie, jakby były w nich zaklęte czarne flamingi, chcące uciec z ich magicznej klatki.  Georgia zlustrowała ją od stóp do głów i rzuciła się na nią.
- Dobra Georgia! Wiem, że lubisz się przytulać, ale może w końcu byś się ogarnęła?! – Amber trzepnęła ją w plecy i jej przyjaciółka ja puściła.
Georgia posłała jej to jedno z tych rozbrajających uśmiechów.
- No dobra, co tak długo?! I gdzie Nivis?! Co zrobiłaś z Nivis! – Amber zaczęła wrzeszczeć.
- Ogarnij się! Mamy problem i to wielki problem. Najpierw jednak musimy uratować Nivis– Avril leniwie przeszła obok warczącego na nią psa.
- U-u-u-uratować? A co jeżeli jej oprawcy nie lubią flamingów? – Amber sięgnęła po swoje czarne kłaki i zaczęła je głaskać.
- Czyli już wiesz.
-Oczywiście, że wiem. Jesteście przecież na moim terytorium.
Georgia i Avril wymieniły spojrzenia.
- Wiem, co myślicie! Ale ja też mam swoje terytorium, swoich ludków i swoje flamingi, o! – Amber skrzyżowała ręce na piersi. Nagle zmarszczyła nos. Wszystkie skierowały głowę w stronę łuny światła.  – Palisz mi las - mruknęła Amber.
- To Nivis.
Hinduska wparowała do swojego domu niczym huragan Katrina (a może Ksawery :D).  Chwyciła swój oręż i wybiegła na zewnątrz również gwałtownie.
- Ghōē! – ryknęła Amber. Dwa konie: jeden kary, drugi kasztanowo dereszowaty zostały przyprowadzone przez… jakiegoś tam hinduskiego kolesia.
- Widzę, że masz tutaj…hmm... – Georgia dziwnie pokiwała głową.
- Dobre konie?
- Tak dobre konie.
Obydwie wybuchły swoimi wariackimi śmiechami. Nagle wielki snop ognia poszybował w górę, tym samym w jeszcze szybszym tempie trawiąc las. Dziewczyny pogalopowały w stronę Gangesu.
- Znam tu kilka dobrych ścieżek. Przy odrobinie szczęścia przejedziemy niezauważone.
- Tsaa.. ja znam nasze szczęścia – warknęła Avril.
-My nie mamy szczęścia – Georgia przeskakując nad jakimś hindusem posłała Amber rozbrajający uśmiech.
Dziewczyny galopowały przez las, co chwila dostając liśćmi po twarzy. Jasna łuna, krzyki i dym były dla nich bardzo dobrym kompasem. Nagle znalazły się na potężnym moście. Pod nimi leniwie niósł swe wody Ganges, a one galopowały, co sił na drugą stronę, gdzie szalał żywioł. Gdy zjechały po stromym nasypie wpadły do lasu niczym tajfuny.  Ogień rozprzestrzenił się już bardzo mocno. Musiały unikać wielu pułapek, takich jak przewracające się drzewa, czy nagłe wybuchy. Gdy jakimś cudem dotarły do centrum rozszalałego żywioły o mało nie zostały stratowane, przez co chwila biegnących to tu i tam koni i ludzi. Panował istny chaos. Ostry i duszący dym wdzierał się do nozdrzy i oczu. Krzyki zagłuszały jakiekolwiek inne dźwięki. Raz po raz kolejny wybuch amunicji doprowadzał konie do szału. Georgia widząc ten cały harmider zwinnie zeskoczyła z konia złapawszy pierwsze lepszego hindusa zaczęła go pytać o Nivis. Przestraszony człowiek wyrwał się i uciekł, gdzie pieprz rośnie.
-Amber! Wołaj do niej telepatycznie!
Hinduska kiwnęła głową i skierowała się konno w przeciwną stronę.
- NIVIS! NIVIS! – Georgia i Amber, co chwila nawoływały swoją przyjaciółkę. Tymczasem Avril starała się zwęszyć jej zapach. Jednak na próżno. Jakiś hindus wpadł na Georgie, lecz ta nim rzuciła o drzewo. – TAVI! Gdzieś ty polazła ty symetryczno-liryczna medno – warknęła Georgia, zrzucając z siebie kolejnego hindusa. Nagle upadła. Już chciała ofuknąć nieznajomego hinduska, kiedy to nie był jeden z nich. Dziewczyna uniosła brew. Zrzuciła z siebie białego mężczyznę i już była na nogach. Czarnowłosy, krótko obcięty mężczyzna dziwnie się na nią patrzył. Znam tego kolesia. Przeszło jej przez myśl, ale nogi poniosły ją zdała od niego zanim zdążyła coś do niego powiedzieć.
Kolejny wybuch. Kolejne powalone drzewo. Georgia nagle się zatrzymała i odwróciła. Nie zauważyła kolejnego hindusa biegnącego z wodą. Koleś potknął się i wywrócił. Ruda zaczęła biec i w jednym skoku zamieniła się w irbisa.
- Amber! Masz coś?!
- Tak! Trochę ubrań, noże i flamingi.
- Yyyych – Georgia odczuła niepohamowaną chęć wyrwania jej włosów. – Pytam się czy znalazłaś Nivis.
- Nie! Gdybym ją znalazła, to bym do razu ci powiedziała, a teraz proszę, nie przeszkadzaj mi bo….
Georgia nie usłyszała dalszej wypowiedzi. Nagły wybuch całkowicie ją ogłuszył.
- GEORGIA!
Ruda leżała z przypaloną sierścią. A nawet nadpalonymi tkankami całej prawej strony. Syknęła z bólu. Jakimś cudem usiadła i poczuła delikatne mrowienia ciągnące się od prawej łapy przez cały tułów, aż do ogona. Avril ni stąd ni zowąd znalazła się przy swojej towarzyszce.
- Lepiej, znacznie lepiej. Chodźmy – odparła Georgia i ruszyła przed siebie. Las całkiem opustoszał. Były tylko ogień, dym i huk. Dziewczyny musiały zmienić kurs. W dawnym centrum amunicji ludzi panował teraz centrum ognia. Przybrawszy ludzka postać biegła, co sił w nogach. Miała jak największa nadzieję znalezienia mężczyznę, którego spotkała kilka minut temu. Avril torowała jej drogę. Hindusi mądrze odsuwali spod łap irbisicy. Niestety europejczycy już nie mieli tyle oleju w głowie. Sięgając po broń narazili się na pazury Avril, a także jej towarzyszki.
- Gdzie jest wasz dowódca?! – fuknęła ruda łapiąc na kołnierz jednego z białych.
-C-c-co, nie wiem, nie zabij… - krztusząc się własną krwią mężczyzna złapał się za swoje zranione serce. Dziewczyny pobiegły dalej. W ostatniej chwili przebiegły pod ognistym, padającym drzewem. Georgia coraz bardziej odczuwając oznaki przypalenia zaczęła zwalniać.
- AMBER! NIVIS! – krzyknęła. Wzięła głęboki wdech i ruszyła dalej. Hindusi starali się opanować szalejący ogień. Bez skutku. Georgia i Avril, co chwila wpadały na nich, którzy niby nie specjalnie przebiegali tuż przed dziewczynami.  Georgia w nagłym sprincie ledwo zdołała zahamować przed burzą czarnych włosów. Zrobiła ślizg i podparłszy się o ręce spojrzała na dziwną scenę, jaka rozegrała się przed chwilą.
- AMBER! – krzyknęła Nivis zrzucając z siebie kolesia, z którego głowy sterczał kuchenny nóż. Dziewczyna podbiegła do Amber i uściskała ją.
- Podpaliłaś mi las! – Ofuknęła ja hinduska.
- No sorry, no. Musiałam się jakoś bronić – Alpha posłała jej rozbrajający uśmiech.
- Ale musisz go teraz ugasić, bo w przeciwnym wypadku Georgia będzie zmuszona udzielić ci ślubu z jednym z hindusów.
Nivis zrobiła dziwna minę i spojrzała na Georgie, która była w połowie przypalona.
- A co tobie?!
-A nic. To tylko … przypalona tkanka. – Georgia uśmiechnęła się krzywo, gdyż w środku policzka czuła ból.
- Kończcie z tymi umizgami, lepiej stąd spadajmy! – Avril ruszyła w drugą stronę. Nivis wyrwała swoją broń z martwych rąk jednego z kolesi i ruszyła za kotką. Georgia i Amber biegły, jako ostatnie. Hinduska posłała wymowne spojrzenie do Georgii zerkając na chwilę na jej czarne plamy na twarzy. Ruda nie odpowiedziała i biegła dalej. Po drodze były zmuszone zabić – właściwie to Georgia była zmuszona zabić kilku białych ludzi.
- Tam są konie! – zawołała Nivis.
- Jedźcie same. Ja ugaszę ten ogień – Amber zatrzymała się, aby poszybować w górę, jako smoczyca. Georgia i Nivis zwinąwszy dwa konie pogalopowały w stronę Gangesu. Zostawiając za sobą ogień, zniszczenie i śmierć. Całą drogę przejechały w ciszy. Dojechawszy do wioski zastały tam wielu gapiów i wielu modlących się gapiów, który ze zgroza w oczach spoglądali na ogień i wyłaniający się, co chwile z dymu kawałek ciała Amber. Dwóch chłopców zabrało konie, a jakaś dziewczynka zaprowadziła do osmolonej chaty na palach – czyli domostwa Amber. Georgia zrzuciła swój czarny płaszcz i jakimś cudem ściągnęła coxit. Niestety zrywając sobie kawałki skóry.
- Co ty do cholery robisz, czy nie wiesz, ze..
- WIEM!
Nivis zmarszczyła brwi. Georgia odwróciwszy się spojrzała w jej lagunowe oczy,
- Nie potrzebuje pomocy – złapała swoje rzeczy i utykając przeszła do innego pomieszczenia.
- Nivis czuje się urażona – odparła Avril, bezszelestnie wchodząc do pokoju. Jednym ruchem kociego pazura zasłoniła płachtą wejście.
- Myślisz, że nie wiem?
- Georgia, możesz mi powiedzieć, co się dzieje? Bo nie wiem, czy Ty nie wiesz, co się dzieje, czy Ja nie wiem, co się dzieje, czy My nie wiemy, co się dzieje?
Georgia odwróciła się w stronę Avril. Jej przypalone tkanki odpadały od reszty ciała.
- Georgia?
- Moje sumienie domaga się prawdy – Ruda podeszła do lustra. Dotknęła swojego czarnego policzka.
- Ale przecież wiesz, że to nie możliwe. Wszystko wtedy poszło z godnie z planem. Nikt nie wie, co się tak naprawdę zdarzyło.
- Nie byłabym tego taka pewna.
- Ale widziałaś minę Amber, jak cię zobaczyła. Cale gały jej wyszły.  Myślisz, że domyśla się jakiegoś podstępu?
- Nie wiem, nie wiem, co mam o tym sądzić. Już za mocno namieszałyśmy my, nie chce znowu w to mieszać Amber.
Avril westchnęła.
-Musimy zapytać oto Amber i to najlepiej zaraz jak wróci. Wiesz jak to my, zawsze zapominamy o czymś.
-JESTEM! – Amber wparowała do domu niczym stado wrednych flamingów.
- Zbadamy te sprawę dokładniej, jak wrócimy do Doliny – odparła Georgia i razem z Avril wyszła z pokoju witając się hinduską.  – No to ogień ugaszony. Chodź nie wiem, jakim cudem udało mi się tego dokonać. Tavi szacun za to zaklęcie, chodź i tak jestem obrażona za ten las.
- Nie przesadzaj. Siadajcie mamy dużo do obgadania, tak długo się nie widziałyśmy – Nivis klapnęła na poduchy i poklepała miejsce obok siebie. Amber przysiadłą obok niej.
- Amber… - zaczęła niepewnie Georgia, która nadal stała.
- Tak?
-  Maasz… masz może jakieś serum na spopielone ciało?
Amber i Nivis wymieniły spojrzenia.
-Nie możesz użyć jakiegoś zaklęcia?
- Tsaa… mogę, dobra nie ważne. Nie było tego pytania – Ruda jak się pojawiła tak zniknęła. – Innym razem – powiedziała do Avril.
 -A co tej?
Ale Georgii już nie było. Zaczęła ściągać resztę ubrań, kiedy do pokoju wpadła Amber.
- AAAAAAA! GEORGIA! TY ZBOCZONA, LEZBIJSKA MEDNO! – hinduska w nagłym napadzie szoku zaczęła biegać po całym pokoju niczym naćpana mrówka. Potem wypadła z pomieszczenia zrywając materiał zasłaniający wejście. Nivis wydarła się jak głupia. Zakryła twarz. Z gardła Amber wydobył się dziwny śmiech. Nivis zaczęła na nią krzyczeć, żeby zasłoniła przejście, ale ta upadła na podłogę. Leżąc zawita w płótnie płakała ze śmiechu.
- GEORGIA! JEŻELI AŻ TAK BARDZO POTRZEBUJESZ... YYCH... FACETA! TO IDŹ DO JAKIEGOŚ HINDUSA, MASZ ICH TU MILION, A NIE NAS STRASZ!
Georgia wybuchła wariackim śmiechem. Avril również zaczęła się śmiać.
- Ale to trzeba nauczyć się pukać! –Georgia nadal śmiejąc się wzięła koszule z łóżka i założyła ją.  – Teraz lepiej?
- Nic nie widzę! Skąd mam wiedzieć, że mi kitu nie wciskasz?!  - Nivis nadal nie patrząc wstała i przesiadła się w inne miejsce. Gdy wszystkie się uspokoiły, Tavi otworzyła oczy i z wielką ulgą stwierdziła, że Georgia nie tylko się ubrała, ale i się uzdrowiła.
-Jeszcze raz wyjedziesz mi z takim striptizem, to… !
-To Amber wparowała do pokoju! - Georgia ubrana w czarne skórzane spodnie i koszule siedziała sobie na poduszkach i czyściła swój oręż. Nivis widząc to miała ochotę zabić Georgie na 1000 różnych sposobów. Jednak zdawała sobie sprawę, że i nawet śmierć Georgii nie powstrzymałaby ja przed wkurzaniem ludzi. Jako truposz straszyłaby, denerwowała i opowiadała po nocach jakieś dziwne historie w stylu nagich prawd, czy mrocznych historii.
Tymczasem Amber uporała się z materiałem, w który się zaplątała. Wolna zawołała kilka dziewczyn, aby przyniosły kolację. Gdy wszystko już było gotowe, sama ściągnęła zarękawia, buty i płaszcz. Usiadłszy przy dziewczynach zaczęła konsumować ryż z jakimś sosem. Georgia również się poczęstowała, kładąc do swojej miseczki, ryż, kukurydze i wszystko, co było na stole. Widząc dziwne spojrzenia przyjaciółek odparła:
- No, co? Głodna jestem jak….
- Irbis? – podsunęła Nivis. Wszystkie wybuchły śmiechem. Avril zaczęła pytać się jak dużo kur posiadają. Hinduska stwierdziła, że więcej niż im jest potrzebne. Irbisica pokiwała głową i wyszła, doprowadzając Amber do nagłego zakrztuszenia. Kotka po uprzednim ograbieniu kilku kurników, wróciła z dwiema kurami w pysku doprowadzając do kolejnego zachłystnięcia Amber. Jednak nic nie powiedziała i wszystkie kontynuowały swój posiłek przy akompaniamencie miażdżenia kości kury. Po posiłku wszystkie nalały sobie wina, które Georgia zwinęła kupcowi, (o którym wspomniałam juz wcześniej).
- Słyszałam waszą rozmowę – wyparowała Nivis.
- Nie dziwię się, bardzo głośno rozmawiałyśmy – Georgia udawała, że nie widzi Nivis.
- Hej, co z wami? – Amber zmarszczyła brwi. – Nigdy nie widziałam was tak zdenerwowanych.
- Czyżby Georgia ci jeszcze nie powiedziała? A to ci heca. Wielka przyjaźń Amber i Georgii zniknęła. – Nivis zaśmiała się gorzko i pociągnęła kolejny łyk wina.
- Aha. Nie wiem, o co poszło, ale chce żebyście się pogodziły, bo mamy o wiele, wiele większy problem.
- Oczywiście, ŻE MAMY O WIELE WIĘKSZY PROBLEM. Co ona ci powiedziała?! – Georgia spojrzała na Nivis. Ta zmrużyła oczy.
- O co ci chodzi? Niby, kto? Jedyne, co usłyszałam wtedy to Avril,  która…
- Dobrze wiesz, że to nie Avril!
Nivis ucichła, również Georgia przestała się odzywać.
- W tych lasach, drzemie zło, większe niż wam się wydaje. Przyjeżdżając tu naraziłyście na większe niebezpieczeństwo nie siebie, ale Dolinę. Georgia. Myślałam, że wiesz.
- Wiem. Ale Dolina nadal należy do jednych z najlepiej ukrytych Pustkowi. Będąc tam jesteśmy bezpieczniejsi, niż w tropikach – Georgia tępo spoglądała gdzieś w dal.
- Cha, cha, cha. Chyba ty jesteś bezpieczniejsza – prychnęła Nivis.
- Możecie w końcu się przeprosić?!
- Przeprosić? To Georgia powinna mnie przeprosić, tylko jej duma jest zbyt wielka, więc nie bądź taka zdziwiona, ze ta rozmowa wygląda jak wygląda.
Georgia przekręciła oczami wziąwszy swój płaszcz, wyszła. Amber westchnęła. Nie sądziła, że przy pierwszym spotkaniu po tak długiej rozłące, będzie kłótnia. Nivis z całej siły trzymała kubek z winem.
-To nie ma sensu – Avril powiedziawszy to równie obrażona jak Georgia, wyszła z chaty. 
-Tavi, możesz wytłumaczyć mi, co się stało? – Amber przeczesała rękami swoje włosy. Zwykle tego nie robiła, ale w tej chwili wredne, czarne kłaki zaczęły ją denerwować.
- No dobrze. Zresztą musze ci to powiedzieć, bo… ech. Jak szłyśmy do ciebie pokłóciłam się z Georgią. Teraz jak na to patrzę, to ta kłótnia nie ma sensu
- Zawsze tak jest. Kłócimy się, a potem zastanawiamy się, o co tak właściwie się kłóciliśmy – hinduska zaśmiała się gorzko.
- Miałyśmy wstać o wiele później, ale Avril mnie obudziła. Ruszyłyśmy w las, a one nie chciały podać powodu, dla którego tak wcześnie jesteśmy na nogach. Potem się zdenerwowałam i ostrzegłam Rudą, że jak mi nie wytłumaczy, co się dzieje, to dalej nie pójdę. Ale ona jakby mnie nie słyszała. Powiedziała tylko: niewiele ludzi na świecie zna dokładne położenie Smoczej doliny. Potem się jeszcze bardziej wkurzyłam i kłótnia się rozkręciła. Zakończyło się na tym, że się rozdzieliłyśmy.
Amber pokiwała głową. Jednak zaraz zmarszczyła brwi.
- Czego nie powiedziała Avril?
- W Smoczej dolinie, jest pewne miejsce. Bardzo stare, pełne wspomnień. Powinnam się tam udać. Powinnaś obrać to, jako misję. Nie jest dane mi dowiedzieć się wielu rzeczy z ust swoich przyjaciół, przynajmniej tych, których nazywasz przyjaciółmi.  I co teraz powiesz? Masz jakieś wytłumaczenie na to? – zrezygnowana Nivis pokręciła głową i wstała.
- Mówisz, że Avril to powiedziała, to, czemu Georgia temu zaprzecza?
- Wiesz, jak to Georgia. Mam wrażenie, że ona coś ukrywa. Coś, co będzie miało duże znaczenie… w przyszłości? Amber, co jest ze mną nie tak, ze czuje niepokój przed wydarzeniami z przyszłości?
Hinduska westchnęła. Po głowie krążyło jej mnóstwo myśli i wspomnień. Tak długo nie widziała się z Nivis, natomiast z Georgią, zaledwie 3 miesiące. Lekki powiew wiatru zakołysał materiałem zasłaniającym wejście do chaty. Amber poczuła jak muska jej głowę i szyję. Ten orzeźwiający lekki podmuch sprawił, że poczuła się lepiej. Podniosła swoje szare oczy na podenerwowana Nivis. Alpha chodziła po całym pomieszczeniu i od czasu do czasu oglądała przedmioty wiszące na ścianach.
- Wiesz, ze teraz zachowujesz się dosłownie jak Georgia? – Amber zmarszczyła brwi i sięgnęła po kolejny kubek wina.
- Nie, nie zachowuje się jak Georgia. Georgia robiłaby to bardziej wredniarsko i za każdym razem przedstawiałby swoje uszczypliwe uwagi.
Hinduska pokiwała głową ze zrozumieniem i zjadła paprykę.
- No dobra. Czas z tym skończyć. Wołaj nasze mendowate przyjaciółeczki, bo czasu mamy mało a gadania dużo. Nivis jakby rażona piorunem odskoczyła od ściany i już siedziała przy Amber.
- Pogięło cię? Ja z nią nie rozmawiam, mam focha i foch.
- Nie przesadzaj. Nie możesz brać na poważnie wszystkiego, co gada Georgia, bo to… - Amber z pełnymi ustami spojrzała na Nivis, zaś tamta uniosła brew. -… Georgia.
- Wiedziałam, że ten argument będzie totalnie bezsensu, ale jednak znowu dałam się nabrać.
- Nie przesadzaj. Nie zapominaj, ze ja jestem Amber. Ta chora psychicznie dziewucha z Indii.
Hinduska pomachała przed nosem Nivis cholernie niesymetryczna papryką. Dziewczyna tylko usiadła nas swoim miejscu i napiła się.  Amber sięgnęła po kolejny pasek papryki. Już miała go włożyć do ust, gdy zdała sobie sprawę, ze siedzi na min, mały, tłusty, obrzydliwy karaluch! Hinduska rzuciła warzywem na podłogę i przygniotła go butem.
- Łeee, ohyda! Nienawidzę karaluchów. 
Nagle do domu wparowała Georgia z Avril.
- Słyszałam, że karaluch cię zaatakował.
- To było straszne. Ja sobie w spokoju jem papryczkę, a to wredne świństwo się do niej przyczepiło! Od dzisiaj nie jem papryki – Amber odsunęła miskę z jedzeniem. – A zresztą, skąd wiedziałaś, ze karaluch mnie zaatakował?
- Siedziałam przed wejściem.
-A, to takie buty.  Już myślałam, że opanowałaś karaluchy.
- Nie, tez za nimi nie przepadam.
Za panowała krępująca cisza. Nivis bawiła się swoim ubraniem. Amber patrzyła na ryz, Georgia z głową podparta na ręce przysypiała, a Avril myła łapę. Każda z nich miała coś do roboty, lecz wszystkie wiedziały, że ich zajęcia są pozbawione jakiekolwiek sensu. Nivis poruszła się niespokojnie, jakby karaluch wszedł jej za tunikę. Jej towarzyszki nie zareagowały na ten ruch, zanurzyły się we własnych myślach.
- Damy rade w tydzień dotrzeć do Smoczej? – rozmowę rozpoczęła Nivis, co było dość dużym zaskoczeniem dla Georgii.
-Przy dobrym wietrze i zmniejszonej obecność ludzi– odparła Amber.
- To dobrze – Nivis lekko uśmiechnęła się.
- Myślę, że powinnyśmy wyruszyć dzisiaj – Georgia spojrzała na przyjaciółki.
Zapadła cisza. Amber opuściła powoli głowę pogrążając się w własnych myślach.
- Zdążymy się przygodo...
- Georgia ma rację. Im dłużej będziemy zwlekać, tym szansa na odbudowe stada się zmniejsza – przerwała Nivis Amber.  Dziewczyna powiedziała to swobodnie, lecz w głębi duszy miała przeczucie, że już nigdy nie uda im się odbudować stada. Nivis pokiwała lekko głową.
- Wyruszymy o świcie. Nie bierzcie zbędnych rzeczy..
 - Nivis, pól życia spędziłam na uchodźstwie. Wiem jak się przygotować do podróży – Georgia i Avril wstały i ruszyły do swojego pokoju. 
 - No to do zobaczenia wieczorem – Amber również oddaliła się.
- Dlaczego to musi się wszystko tak toczyć?! – Tavi zakryła twarz w dłoniach. Westchnęła. Znowu nalała sobie wina. Nie żeby była alkoholiczką, ale w tej sytuacje musiała się uspokoić.
-Nie miej jej tego za złe. To, że się tak zachowuje nie znaczy, że trzeba ją stawiać w złym świetle.
Nivis natychmiast podniosła głowę. Przez moment myślała, ze widzi Amber. Ale to nie była ona. Naprzeciw niej siedziała starsza kobieta. Miała długie, czarne włosy, azjatycką cerę i jasne oczy. Dziewczyna od razu wiedziała, ze jest hinduską.
- Kim jesteś?
- Przecież znasz odpowiedź – kobieta lekko uśmiechnęła się.
- Jesteś matką Amber – powiedziała powoli Nivis.
- Zgadza się. Widzisz, czasami nasze przypuszczenia są trafne, ale trzeba uważać zanim je się powie na głos, bo mogą wnieść więcej szkody niż pożytku – hinduska zachichotała.
- Myślałam, że… - Nivis nie bardzo wiedziała jak ma ująć to w słowa.
- Że nie żyje? Hmmm… moja córka nie należy do ufnych osób, chodź pozory lubią mylić.
- Ale…
-Tak, wiem. Jesteście najbliższymi przyjaciółkami, ale nawet przyjaciele nie wiedzą wszystkiego o człowieku, którego kochają. To wiedzą jedynie bogowie – wtedy spojrzała w stronę pomieszczenia, w którym krzątała się Georgia.
- Czy wiesz coś więcej o – Tavi kiwnęła głową w stronę Georgii.
- Nie wiele, ale wydaje mi się, ze więcej od was.
-Czy mogłabyś uchylić mi rąbka tajemnicy?
- Moja droga Nivis Loverde. Jeżeli Georgia uzna, że chce ci o tym powiedzieć, to zrobi to. Ale sądząc po waszych humorach, teraz to nie nastąpi – Hinduska znowu się uśmiechnęła.
Nivis zapatrzyła się w dał szukając jakiś słów na to wszystko.
- Czasem tak bywa, ze człowiek czuje się zagubiony. Po to właśnie żyjemy tak długo, a niektóre rasy jeszcze dłużej, aby odnaleźć swoje miejsce w tym świecie, a potem…  -
- A potem?
- Potem odejść z głęboką satysfakcją, że osiągnęliśmy w życiu swój cel.
- A ci, którzy są nieśmiertelni? – Nivis prychnęła.
- Nigdy nie zaznają spokoju. Moja droga, nie martw się o to, co było, bo tego już nie zmienisz. Żyj teraz, patrząc w przyszłość tak, aby i w niej się nie zagubić. Nie trzeba za każdym razem kierować się rozumem. Mamy też dusze i ciało. To wszystko się wypełnia, abyśmy z każdym z tych rzeczy mogli się kierować. Och, chyba już czas na mnie- kobieta zaczęła się powoli podnosić.
- Dlaczego mi to wszystko mówisz? – Nivis również wstała.
- Ponieważ to ja wdarłam się do umysłu Avril.
- Co?! Przecież to nie możliwe – Tavi potrzasnęła głową, aby poukładać myśli. Nagle postać matki Amber zamigotała. Dziewczyna zmarszczyła brwi. - Ty jesteś duchem.
- My hindusi jesteśmy specyficznym ludem. Potrafimy rzeczy, o których inni marzą. A teraz żegnam. Życzę ci,... wam powodzenia w odbudowie stada – starsza kobieta uśmiechnęła się, a jej postać zaczęła znikać.
Nivis się przeraziła.
 -Czekaj! Dlaczego wtedy w lesie, powiedziałaś mi o tym miejscu? Dlaczego mam się tam udać?
- Nie powinnam ci tego mówić, ale… chyba nie zaszkodzi. Tam jest odpowiedź na pewne pytanie. Gdy poznasz ją może zmienić twoje życie, może nic nie zmieniać, a może dopiero w przyszłości odczujesz skutki poznania tej odpowiedzi. Pamiętaj. To, czego się dowiesz, nigdy nie usłyszysz z ust swoich przyjaciół. Może to ci pomoże.
 Postać zaczęła migotać i nagle zniknęła.
 - Nie! – Nivis wyciągnęła rękę, ale pozostała sama w pokoju.

***
Georgia zaczęła sie pakować. Nie wiedziała, czemu ale robiła to tak szybko, jakby od tego miało zależeć jej życie. Pogrążyła się we własnych myślach. Dopiero, gdy Avril do niej mruknęła znowu stanęła na Ziemi. I wtedy ją usłyszała. Odwróciła się gwałtownie. Nivis siedziała zwrócona do niej plecami, a matka Amber siedziała naprzeciw niej. Rozmawiały. Zaskoczona oparła się o ścianę, aby nikt jej nie zauważył.
- Dlaczego mi to wszystko mówisz?
- Ponieważ to ja wdarłam się do umysłu Avril.
Otarła pot z czoła. Jej zdenerwowanie sięgnęło zenitu, rzuciła ubrania na lóżko i sięgnąwszy po wodę zaczęła pic ją łapczywie.
- My hindusi jesteśmy specyficznym ludem. Potrafimy rzeczy, o których inni marzą. A teraz żegnam. Życzę ci, wam powodzenia w odbudowie stada – starsza kobieta uśmiechnęła się, a jej postać zaczęła znikać.
-Czekaj! Dlaczego wtedy w lesie, powiedziałaś mi o tym miejscu? Dlaczego mam się tam udać?
Wiedziała, że nie powinna słuchać tej rozmowy, ale słowa same do niej przylatywały, jakby chciały, aby ona je usłyszała.  Powoli wstała z lóżka i podeszła do drzwi.
- Nie powinnam ci tego mówić, ale… chyba nie zaszkodzi. Tam jest odpowiedź na pewne pytanie. Gdy poznasz ją może zmienić twoje życie, może nic nie zmieniać, a może dopiero w przyszłości odczujesz skutki poznania tej odpowiedzi. Pamiętaj, to czego się dowiesz, nigdy nie usłyszysz z ust swoich przyjaciół. Może ci pomoże.
 Postać zaczęła migotać. Zanim jednak całkowicie zniknęła spojrzała na Georgie i uśmiechnąwszy się, zniknęła.
 - Nie! – Nivis wyciągnęła rękę, ale pozostała sama w pokoju.
Georgia wzięła głęboki wdech i wyszła ze swojej sypialni. Tavi słysząc ją, szybko schowała rękę i zaczęła pić wino, jakby przed chwilą nic się nie zdarzyło. Nagle do pokoju wparowała Amber.
- To gotowe? -  Hinduska uśmiechnęła się sztucznie.
- Jeszcze nie nastał wieczór – Tavi otarła rękawem usta.
- To nic. Przecież im szybciej wyjedziemy tym lepiej.
- Niech będzie. Idę się spakować, czekajcie na mnie przy koniach.
Nivis wziąwszy swoje rzeczy poszła do wolnej sypialni. Georgia korzystając z wolnej chwili doskoczyła do Amber i złapała ją za rękę.
- Ten uśmiech trochę ci nie wyszedł – szepnęła.
- To sama próbuj robić dobrą minę do złej gry. Co z tym koksem robimy?
- Nic – wtrąciła się Avril. Hinduska zmarszczyła brwi.
- Wątpię żeby od razu zabrała się za szukanie tego m i e j s c a. Zresztą, prędzej czy później musi się dowiedzieć prawdy.
Amber odsunęła się od przyjaciółki. Jej bliskość czasami ja przerażała. Po głowie chodziły jej straszne myśli, jakoby Georgia miałaby ją zgwałcić.
-Nie zgwałcę cię – spojrzała prosto w szare oczy Amber. – Chyba.
Hinduska prychnęła lekko zniesmaczona. Oby dwie wróciły po swoje rzeczy. Wyszły z chaty. Gdy szły do uwiązanych koni, zaczęło świtać. Zapach palonego drewna dotarł do wioski Amber, nie ułatwiając oddychania i tak już w dusznym powietrzu. Gdy kończyły obwiązywać zwierzęta jukami, dołączyła do nich Tavi. Pracowały w ciszy, nie widząc potrzeby, aby rozmawiać.
-Już niedługo, słońce pojawi się na horyzoncie – mruknęła Tavi.
- To nic. Rankiem w lasach tropikalnych nadal jest ciemno. Ba, w tych lasach to jest cały czas ciemno. No może w południe jest jaśniej – odparła słodko Amber. Próbowała rozluźnić atmosferę, lecz widząc, że jej starania spełzły na niczym, poddała się.
Gdy wszystko było gotowe, wsiadły na swoje wierzchowce i powoli ruszyły na północ. Zanim jednak odjechały przekazały trochę pieniędzy nowo wybranej starszyźnie wioski.
-Swoim przybyciem zmieniłaś ustrój w tej wiosce – zagadnęła Georgia.
-Taaa, ale jednak warto było. W ciągu tych 3 miesięcy nauczyłam się tu wielu pożytecznych rzeczy. Niby 3 miesiące to mało, ale władza potrafi zmęczyć – zaśmiała się Amber.
-Tak, wiemy coś o tym – odparła Avril.
-To gotowe? – zawołała Nivis, gdy podjeżdżała do nich.
- Gotowe od kilku chwil – zachichotała Amber, ale od razu spojrzała niespokojnie na Georgię.
- No to ruszamy na spotkanie ze Smoczą Doliną – Nivis westchnęła i ruszyła w stronę lasu, na północ.
- Jak myślisz, co z tego wyniknie? –zapytała Amber.
Georgia zatopiła się w myślach, jednocześnie ruszając za Alphą. Amber jechała obok niej i nie sadząc, aby jej przyjaciółka miałaby jej odpowiedzieć zaczęła sobie cicho nucić.
- Za dużo tych wszystkich pytań. Zbyt wiele tajemnic do ukrycia. Jednak jednego jestem pewna – Georgia spojrzała prosto w oczy Amber, a jej głos mieszał się z głosem Avril.- 

- Tam, gdzie jesteśmy My, nic dobrego nie wyniknie.

~*~
Koniec części trzeciej, ostatniej.

4 komentarze :

Unknown pisze...

Dumdumdum. Super jest! :D

Georgia pisze...

Kobieto, liczyłam na jakiś wykład, a nie na 3 wyrazy. Weź się troche rozpisz xD

Unknown pisze...

Naprawdę fajnie Ci to wyszło. Szczególnie wzmianki z flamingami! <3 Amber jest taka... amberowska :D

Georgia pisze...

W ogóle to cieszę się, że Ci się podobało. A co do amberowskich tekstów, to starałam się, aby wyszły tak jakbyś to Ty je pisała. Wyszła mi amberowska Amber! ^^ Jaki zaciesz xD