piątek, 5 lutego 2016

Pośród melancholii opuszczonej osady cz.1

Huk nagłego wichru wypełnił zbocza. Echo poniosło go w dal, odbijając się od ośnieżonych skał i cichych lasów. Tumany sypkiego śniegu wzbiły się w powietrze czując na sobą władze potężnych skrzydeł. Machały raz po raz by w dziwnym świście rozpłynąć się w czerń i zniknąć pośród mgły.
Spod kaptura zalśniła para zielonych ślepi. Postać powoli wstała, rozejrzała się po okolicy i pewnym krokiem ruszyła na przód. Znalazła się między bezlistnymi i otumanionymi snem bukami. Drzewa stały jakby martwe, jakoby zima rzuciła czar na ich magiczne dusze. Zakapturzona postać przystanęła przy jednym z nich. Przejechała dłonią po korze, w której maleńkie płatki śniegu powbijały się tworząc delikatną mozaikę. Zerknęła w górę na konary drzew, które majaczyły pod granatowym niebem nocy. Postać ruszyła dalej. Dostrzegając koniec cichego zagajnika przycupnęła, badając opuszczoną okolicę. Stare, drewniane domy stały w melancholii zimy, czekając na swoich żywych właścicieli. Jednak tamci wyruszyli na południe w stronę bardziej przystępnych krain. Tajemnicza postać wstała i wyszła zza drzew. Nie dostrzegając zagrożenia podążyła zasypaną ścieżką małego miasteczka, w stronę jego centrum.

Nie lubiła zimy. Nigdy nie wiedziała, co inni w niej widzą. Dla niej było za zimno i nie miała ochoty bawić się w białym puchu jak czyniły ludzkie dzieci. Zwinęła się w kłębek pod kocem, który znalazła w jednej z opuszczonych chat. W normalnych okolicznościach szerokim łukiem ominęłaby mieścinę, ale ta cisza, która w niej trwała upewniła ją, że nikigo tam nie ma. A nawet jeśli ktoś był to przybrała ludzką formę i od kilku dni nie zapowiadało się na powrót do smoczego ciała. Znowu wszystko obracało się przeciwko niej. W formie człowieka jeszcze trudniej było utrzymać się w cieple. Starała się powstrzymać drżenie, ale podarte ubranie i cienki koc jej w tym nie pomagały. Potrzebowała ognia. Zmusiła się do wstania i rozejrzała po pomieszczeniu. Ludzie musieli tu coś zostawić. Wsłuchując się w skrzypienie podłogi pod jej stopami podreptała do piecyka. Nie zostawiono przy nim nawet większego kawałka drewna, więc zrezygnowana dziewczynka powędrowała do najbliższych regałów, by rozejrzeć się za czymś do rozpalenia ognia. Piskiem przerwała poszukiwania, gdy z wyższej półki zwaliła pusty dzbanek.

Nagle odwróciła głowę w lewa stronę. Dziwny dźwięk, jakby tłuczonego przedmiotu wypełnił najbliższy budynek. Postać zerknęła za siebie po czym ruszyła w kierunku starej chaty. Zbutwiałe dechy ledwo utrzymywały ciężar iskrzącego się w świetle gwiazd śniegu. W oknach nie było szyb, a tylko posklejane kawałki znalezionego przez ludzi szkła. Budynek był bardzo zaniedbany, jakby przez wiele lat nikt w nim nie mieszkał, a swym wyglądem odstraszał wielu wędrowców. Jednak tym razem było inaczej. Wędrowiec pchnął stare drzwi, które zaskrzypiały z dezaprobatą. Zielonym oczom ukazała się zagracona izba, a do nosa dotarł zapach stęchlizny. Nieznajomy powoli wszedł do środka pozostawiając po sobie białe ślady. Rozejrzał się w koło, nie dostrzegając niczego interesującego tylko stary stół, a przy nim kilka krzeseł, w większości z połamanymi nogami. Na przeciwległym końcu był brzydki, okopcony kominek z potłuczonymi glinianymi garnkami. Postać odwróciła wzrok w drugą stronę, powoli przesuwając wzrok po następnych pułkach. Spoglądając na najniższą z nich dostrzegła potłuczony dzban leżący na zgniłej podłodze. Podeszła do niego, ale przystanęła w pół kroku. Skrzypienie desek nad nią był wyraźnym znakiem, że w chacie jest ktoś jeszcze.

Gdyby dziewczynka była starsza z jej ust z pewnością sypałyby się teraz przekleństwa określające jej lekkomyślne zachowanie. Gdy dzbanek uderzył w podłogę i uległ zniszczeniu, niewiele myśląc, ze strachem pomknęła na schody i schowała się pod znalezionym tam łóżkiem. Instynkt podpowiadał jej, że dobrze zrobiła. Wiedziała, że teraz do budynku wkroczył ktoś jeszcze. Jednak dopiero w improwizowanej kryjówce zauważyła, że w czasie ucieczki zgubiła koc. Objęła nogi ramionami chcąc choć trochę się ogrzać i obserwowała podłogę pokoju. Jeśli ktoś dalej był na dole, to z pewnością lada chwila wkroczy i na to piętro. Byleby jej nie zauważył. Kimkolwiek był. Nasłuchiwała kroków, które po kilku sekundach się rozległy i wstrzymała oddech. Z niskiej pozycji obserwowała jak tajemnicza postać krąży po pomieszczeniu. Dotychczas starała się ignorować łaskotanie w nosie, które wywoływała nadgryziona przez mole narzuta, której kant zwisał z łóżka tuż przed jej twarzą. Kichnęła cicho i miała przy tym nadzieję, że skoro zasłoniła usta dłonią, to wystarczająco przytłumiła ten dźwięk.

Przez zielone tęczówki przeszedł dziwny jasny błysk, który delikatnie lecz złowrogo rozświetlił oczy tajemniczej postaci. Powoli, jakby z namysłem ruszyła w stronę starych schodów. Odwróciła się i spojrzała w górę w stronę zatopionym w mroku pokoju na piętrze. Ruszyła w górę, a z każdym krokiem deski schodów wydawały ostre jęki starości. Będąc już na szczycie schodów odsłonił się cichy obraz  połamanych mebli, śniących w ciemnościach pajęczyn i zarwanego łóżka lub tego, co mieszkańcy domu nazywali łóżkiem. W pokoju panował przenikliwy chłód, a lodowaty wiatr wdzierał się przez szpary w ścianach. Postać przeszła przez izbę zatrzymując się na jej środku. Odwróciła się wokół własnej osi, badając wzrokiem każdy fragment pomieszczenia. Dźwięczne mruczenie wiatru wdzierającego się do domu było swoistą muzyką, która nadawała budynkowi pewnej tajemniczości. Pośród tej harmonii wietrznej orkiestry jeden dźwięk był jakby fałszywą nutą. Nieznajomy spojrzał na pobliskie łóżko. W nagłym i pewnym pociągnięciu zerwał starą, pogryzioną przez mole narzutę. Tumany kurzu wzbiły się w górę, by od razu opaść pod wpływem ciężkiego, mroźnego powietrza. Odrzucił narzutę na bok, odsunął się nieznacznie, wyciągając przed siebie dłoń i w ostrym syku energii przesunął łóżko na przeciwległą ścianę, gdzie rozpadło się na kawałki.

Gdy jej ostatnia osłona zniknęła zamknęła oczy. Bardziej otuliła się ramionami i wycofała pod samą ścianę skąd nie miała już ucieczki. Czując za sobą chłód wnikający do środka przez szpary w starych deskach zrobiło jej się jeszcze chłodniej. Nie miała pojęcia czy teraz drży z zimna czy to przez strach. Zapewne przez obydwa. Oddychała głęboko chcąc opanować atak paniki. Wetknęła twarz w zgięcie łokcia i tam dopiero otworzyła oczy przechodząc z ciemności w ciemność. Idź sobie, powtarzała w myślach niczym zaklęcie. Z początku nie miała na to ochoty, ale uniosła odrobinę twarz, chcąc się rozeznać z kim ma do czynienia. Zlustrowała uważnie tajemniczą postać, ale przez skrywający twarz kaptur nic nie mogła zobaczyć.

Obraz dziecka skulonego na podłodze był niemałym zaskoczeniem. Tajemniczy przybysz przez chwilę stał w bezruchu by po chwili zrobić krok do przodu. Jego oczom ukazała się znajoma twarz, twarz której nie spodziewał się widzieć w takim miejscu. Lśniące oczy dziecka spojrzały na niego lustrując sylwetkę spowity w czarny, postrzępiony płaszcz.
- Bogowie byli hojni dla Ciebie Xeverio, Ukryta w ciemnościach - dźwięczny głos kobiety rozległ się po izbie. - Co za licho przygnało cię w to miejsce?
Kobieta pochyliła się i wyciągnęła rękę w stronę małej dziewczynki, tym samym odsłaniając swą twarz w stronę lichego światła padającego z zagraconych okien.

Na twarzy czarnowłosego dziecka zdziwienie tymczasowo przysłoniło strach. Nie miała pojęcia skąd tajemnicza kobieta mogła ją znać. Jej wzrok błądził z twarzy nieznajomej to na wyciągniętą do niej dłoń. Z początku, gnana tylko chęcią opuszczenia samotności, już chciała podać rękę, jednak zawahała się, gdy strach przed obcymi ludźmi wziął górę. Wrodzona nieufność wypełniła ją wieloma nieprzyjemnymi zwrotami wydarzeń. Dziewczynka jeszcze raz zlustrowała kobietę. Jednakże miała wrażenie, że wyczuwa w niej coś znajomego. Ostrożnie wyciągnęła drżącą rękę i złapała ciepłą dłoń nieznajomej.
- Kim pani jest? - wyszeptała powoli, wpatrując się w oczy nieznajomej.

Nieufność i strach błądziły po twarzy zmarzniętej dziewczynki. Wyciągając rękę kobieta nie musiała doskonale widzieć uczuć malujących się w oczach dziecka. Doskonale je wyczuwała. Minęła dłuższa chwila zanim dziewczynka złapała dłoń nieznajomej. Choć miała na sobie czarne rękawiczki, sprawiła aby jej niespodziewana towarzyszka poczuła ciepło. Szybkim ruchem pomogła jej wstać. Pytanie jakie padło z ust Xeverii rozbawiło kobietę. Nieznacznie odsunęła kaptur z głowy odsłaniając zimna czerwień swoich włosów.
- Teraz zapewne poznajesz mnie - odparła.

Sama nie mogła tego zobaczyć, ale jej twarz na pewno rozjaśniała, gdy zobaczyła znajomą postać. Uśmiechnęła się łagodnie i pokiwała głową. Gdy wstała, zachwiała się lekko, ale teraz już pewniej spojrzała na kobietę. Dalej było jej zimno, jednak teraz nie czuła już strachu, bowiem teraz wiedziała, że nic jej nie grozi. Samotność ku jej szczęściu i małej radości również odsunęła się na drugi plan.
- Co pani tu robi? - spytała tym razem głośniej nie mogąc się jednak pozbyć zwyczaju mówienia do starszych pani czy pan.

Uważnie przyjrzała się Xeverii. Wygląd dziewczynki był tragiczny, ale cóż się dziwić, po przybyciu takiej drogi.
- Obowiązki wzywają - odparła wymijająco Georgia. - Pewnie ci zimno.  Chodź, poszukam ci czegoś do ubrania. Wskazała ręka wyjście i sama zamiatając długim płaszczem, szybkim krokiem podeszła do schodów i zeszła na dół.

- Tak - przytaknęła i podreptała za kobietą.
W ruchu było jej minimalnie cieplej, jednak przy obecnych temperaturach to i tak było bardzo mało. Zeszła po schodach wsłuchując się w trzaski dobiegające z desek i szum wkradającego się we wszystkie możliwe miejsca wiatru.

Przeszła przez małą kuchnie i stanęła w progu drzwi wejściowych, które przez cały ten czas były otwarte. Zerknęła za siebie upewniając się, że Xeveria idzie na nią. Wyszła na zewnątrz pozostawiając za sobą stęchliznę podupadającego domu. Poczekała na dziewczynkę i zamknęła z trzaskiem drzwi, z których pod wpływem siły uderzeniowej odpadła jedna z desek. Georgia nie przejęła się tym i ruszyła zaśnieżoną ścieżką wzdłuż cichych ludzkich domostw.
- Pójdziemy w stronę centrum wioski, tam zwykle znajdują się bardziej zadbane budynki - odparła z przekąsem. Poprawiła swój kaptur na powrót zasłaniając swoją twarz i włosy. - Trzymaj się blisko  mnie. W tych stronach czają się mroczne cienie.

Dziewczynka wzdrygnęła się, gdy do jej uszu dotarły dwa z kilku słów, za którymi nie przepadała. Jednym susem dogoniła Georgię i kurczowo uczepiła się skrawka peleryny. Chciała teraz czuć, że na pewno nie jest sama, bowiem świadomość tego faktu jej nie wystarczała. Na wpół roztargnionym wzrokiem rozglądała się wkoło zastanawiając się czy cała ich droga przebiegnie spokojnie i bez problemów. Ku jej małej radości wszystko na razie na to wskazywało. Dręczyło ją również pytanie, jak dawno i dlaczego, ludzie opuścili mieścinę, w której obecnie się znajdowała.
- Czemu ludzi już tu nie ma? - spytała Georgię dalej przyglądając się zabitym deskami oknom pustych domów.

Szła przed siebie pewnym krokiem. Bacznym wzrokiem nadała otaczające je ciche budynki. Nagle dostrzegła zgrabny domek zabitymi deskami oknami. Przystanęła i spojrzała na Xeverie.
- Uciekli przed zimą. W tych rejonach o tej porze roku jest bardzo niebezpieczne. Zwykli ludzie są zbyt słabi aby coś takiego przetrwać, a w tym roku zima uderzyła z podwójną siłą - odparła szeptem. Odwróciła się w stronę domu. Podeszła do drzwi i mocnym kopniakiem wydarzyła je.
- Chodź, szybko - mruknęła do Xeverii i pociągając dziewczynkę za sobą weszła do środka. Zatrzasnęła drzwi pozostając w mroku zadbanego domostwa.

- A wrócą tutaj na wiosnę? Nie będą źli, że tu wchodziliśmy? - Gdy tylko znalazła się w budynku, stanęła na środku pomieszczenia. Zaciekawione spojrzenie od razu skierowała na Georgię i przekrzywiła lekko głowę. Dziewczynka mając w głowie ułożony mały szereg pytań, chwilowo zapomniała o dręczącym ją zimnie i rzeczach, których jeszcze chwilę temu się bała. Wiedziała, że nie bardzo tęskni za ludźmi, jednak bez nich okolica była zbyt pusta i cicha, jakby umarła. Na swój dziwny sposób była straszna. Każdy szelest czy trzask gałęzi w lesie wydawał się głośniejszy, a przez to bardziej mroził krew w żyłach i tak wystraszonego, nagłym opustoszeniem okolicy, dziecka.

Rozjaśniła mrok izby niebieskawym światłem magicznej kuli która zabłysnęła nad jej ręką. Spojrzała na Xeverie dziwnym, nieodgadnionym wzrokiem. Natrętna pytania dziewczynki zaczęły ją irytować.
- Wrócą jeśli przeżyją wędrówkę, a to czy będą źli nie interesuje mnie - mruknęła. Przez chwilę przeszyła małą istotkę lodowata zielenią swych tęczówek, by ostatecznie ruszyć wzdłuż ciemnego korytarza.
Znalazła się w przestronnej izbie, podobnej do salonu ale nie aż tak kunsztownie umeblowanej. Delikatnym ruchem palców posłała świetlistą kule na środek pokoju, gdzie jeszcze mocniej rozbłysła ukazując zakurzone oblicze pomieszczenia. Georgia rozejrzała się. Wzrokiem znalazła drzwi do kolejnego pokoju. Nie zwracając uwagi na Xeverie przez kilka minut chodziła po domu badając jego tajemnice. Nagle zmaterializowała się przed dziewczynką i wręczyła jej stertę starych ubrań.
- Masz, może coś znajdziesz dla siebie. Na piętrze w sypialni możesz jeszcze czegoś poszukać - powiedziawszy to, ruszyła do dalszych badań domy. Po kilku minutach odnalazła to czego szukała. Stanęła przed mrocznymi drzwiami do piwnicy. Z zadowoleniem w oczach, które pod wpływem niezidentyfikowanej energii wyleciały z zawiasów i z głośnym trzaskiem zjechały po kamiennych schodach pod ziemię.
- Nie musisz tu wchodzić - rzuciła za siebie w stronę Xeverii schylając się pod niskim sufitem wejścia do piwnicy.


Dziewczynka rozglądała się po pomieszczeniu, w którym stała trzymając w rękach ubrania. Zerknęła na Georgię, które zeszła do piwnicy. Sam widok wejścia do pomieszczenia skutecznie zniechęcił ją do zejścia tam. Pokręciła głową i cofnęła się o krok.
- Poczekam tutaj - powiedziała cicho i zerknęła na trzymane ubrania.
Położyła je na zakurzonym stole. Było ich na tyle dużo, że mogła znaleźć coś dla siebie. Szybko wybrała trochę za wielką, wykonaną z grubego materiału tunikę i równie ciepłe spodnie, które z pewnością należały do jakiegoś chłopca w jej wieku. Znalazła jeszcze lekko wytarty płaszcz, który zarzuciła na ramiona i uśmiechnęła się. Wyglądam jak pani Georgia, zaśmiała się w myślach i jeszcze raz przeszukała stertę ubrań. Nie znalazła tylko butów. Pokręciła głową i spojrzała na schody.
Szybko podreptała na górę ciesząc się, że teraz jest jej już cieplej. Przeszukała sypialnię, która się tam znajdowała i z radosnym okrzykiem wyciągnęła spod łóżka jeden but. Założyła go i rozejrzała się za drugim. Skoro ten jeden tu leżał, to drugi też musiał gdzieś być. Rozejrzała się uważnie. Musiała go znaleźć.


Powoli, jakby z namysłem zeszła po schodach do piwnicy. Blade światło z przedpokoju zaczęło niknąć w ciemnościach. Georgia dobrze widziała w ciemności, czego dowodziły jaśniejące tęczówki. Jednak dla wygody rozpaliła kolejna jasną kule i posłała ją w dół. Schodząc z o statniego schodka zerknęła w górę. Nie dostrzegła Xeverii , ale wyczuła, że krząta się po domu. Na powrót zagłębiła się w piwnicze ciemności, które wyciągnęły swe macki w stronę przybysza. Blade światło kuli zatrzymało się na przeciwległym rogu. Piwnica była całkiem duża. Z boku przy prawej ścianie stał stary, podgniły stół ze starą ława do kompletu. Po przeciwnej stronie na ścianie wisiała przeróżna broń, głównie topory, halabardy i miecze, które wyszły spod ludzkiej ręki. Georgia jednak zainteresowała się starą szafą. Stało na niej kilka naczyń, które niegdyś służyły jako pojemniki na zapasy. Jednak jedna rzecz kompletnie nie pasowała do reszty przedmiotów. Stare, opasłe tomisko oprawione w czarną skórę, teraz mocno zniszczona i zakurzone. Kobieta z zadowoleniem w oczach ruszyła w tamtą stronę.

- Gdzie on jest… - mruknęła sama do siebie wychodząc z pomieszczenia.
Kilkakrotnie przetrząsnęła sypialnię i nic nie znalazła. Rozejrzała się po piętrze i żwawo ruszyła do kolejnych drzwi, za którymi krył się pokój dziecięcy. Ogarnęła wzrokiem panujący tam nieporządek i zacisnęła wargi. Zapowiadało się utrudnienie poszukiwań. Ostrożnie podeszła do regału, na którym leżały porozrzucane, przeżarte przez mole ubrania, a właściwie ich resztki. Kichnęła, gdy wraz z kilkoma szmatami wzbiła w powietrze tumany kurzu i pomachała dłonią przed nosem. Po bucie ani śladu. Spojrzała na wywalony kosz, obok którego walały się podniszczone zabawki i pokręciła głową. Oddaliła się od półek i zerknęła pod małe łóżko.
- Jest - pisnęła zwycięsko i wydostała spod mebla poszukiwany przedmiot.
Szybko założyła go na nogę. Wesołym krokiem zeszła na dół i spojrzała na wejście do piwnicy. Georgia jeszcze stamtąd nie wyszła. Dziewczynka wzruszyła ramionami i usiadła na krześle, które stało w salonie. Poczeka, ma czas. 

Brak komentarzy :