wtorek, 7 kwietnia 2015

Mroczny wizerunek obumarłej krwi

Huk gwałtownie wypełnił zbocza porośnięte wpółmartwymi drzewami. Zdruzgotane powietrze zawirowało, aby na powrót odetchnąć pośród lodowatych podmuchów Arktyki. Niczym srebrzysta błyskawica przeszyłam swym gadzim ciałem powietrze, zakręcając w stronę północnych szczytów. Przekręciłam łeb w poszukiwaniu kociego kształtu. Nikt za mną nie podążał, chodź wyczuwałam bliskość Avril. Zmrużyłam ślepia i z dzikim uśmiechem zawisłam w powietrzu. Szarawe skrzydła zalśniły w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Wzięłam głęboki wdech i z lekkością ptasiego pióra zapikowałam w dół. Skrzydła coraz mocniej przywierały do mych boków, a powietrze coraz mocniej stawiało opór. Budząca się do życia ziemia niebezpiecznie się przybliżała. Kolejna głęboka porcja lodowatego powietrza wypełniła mi płuca. Nie minęła chwila, gdy z dziką szybkością pikowałam razem ze spadającymi wodami rzeki. Mgiełka, która unosiła się nad wodospadem okryła mnie niczym matka swe dziecko, zaś malutkie kropelki wody łaskotały me łuski. Dziwny śpiew tuż obok mego prawego ucha wyrwał mnie z nirwany. Skrzekliwy warkot wyrwał się z mojego gardła. Cętkowane pióra i sierść wygładzone przez powietrze delikatnie śpiewały wśród zgiełku bijącej o skały wody.  Avril wydała z siebie chichot i w jednej chwili rozłożyła skrzydła. Zmrużyłam oczy i spojrzałam przed siebie. Na mojej drodze niczym gigantyczne posągi rosły dęby. Ich powykręcane konary jakby wyciągały swe drewniane palce w moją stronę. Z lekkim zaciekawieniem przekręciłam łeb, jak dziecko, które dostało nową zabawkę. Z dziwnym spokojem rozpostarłam skrzydła, a nagły opór wyprowadził mnie wyżej i w ostatniej chwili zdążyłam przelecieć ponad drzewa. Pozwoliłam, aby powietrze niosło mnie w dal. Kątem oka dostrzegłam jak Avril wyrównuje ze mną, lecz nie spojrzałam na nią wprost.
~ Wiem, że się na mnie gapisz - dźwięczny pomruk wypełnił moją głowę.
Oczami wyobraźni widziałam jak Avril jeży sierść ze wściekłości. Obraz ten odbijał się między naszymi umysłami. Zerknęłyśmy na siebie dezaprobatą, ale żadna z nas nie wypełniła ciszy swoim głosem. Powoli leciałyśmy na północ, by zakręcić nad łukiem Azatha i wrócić nad ciemniejąca Dolinę. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na znikające za górami słońce. Wzbiłam się wyżej a gasnące światło dnia ostatni raz zamigotało na naszym ciele. Rozpoczął się czas nocnego wartownika.
- Nie uważasz, że jest…
- Bardzo cicho? – dokończyła Avril i spojrzała na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Ukryła w czeluściach w swojego jestestwa jakiś zdradziecki plan. Plan, który jak mniemałam, był skierowany przeciwko mnie.
~ A przeciwko komu miałby być, jak nie przeciwko tobie? – mruknęła Avril dając mi do zrozumienia, że słyszy, o czym myślę..
- Życie Ihmisen jest takie problematyczne – westchnęłam z udawanym żalem.
- Bardzo – warknęła kotka i bez żadnych ceregieli rzuciła się na mój grzbiet. Nim całkowicie wytrąciła mnie z równowagi zrobiłam całkiem zgrabny piruet i zrzuciłam ją.
- Tym razem ty zaczęłaś – zaśmiałam się, patrząc jak mój Eläin wznosi się do góry. 
Jej wściekłość powoli wlewała się do mojej duszy. W tej chwili do mej świadomości przybyła wiadomość, że przez nieuwagę przyznałam się, że byłam twórcą wcześniejszego incydentu. Mój smoczy pysk rozjaśnił wyzywający uśmiech. Machnęłam skrzydłami i poszybowałam w stronę pobliskiego płaskowyżu. Pocisk w kształcie wściekłej Avril z zawrotną szybkością leciał w moją stronę, kiedy tozrobiłam zgrabny unik. Zapikowałam w dół i znowu skierowałam się na wielki płaskowyż po zachodniej stronie Doliny. Nagły skręt w prawo kosztował mnie trochę energii, ale niespodziewane zderzenie z Avril było niczym sprint po dwóch dniach głodówki. Z ciężkim kłapnięciem wpadłyśmy na zmarzniętą ziemię, która jeszczedelikatnie rumieniła się w słońcu. Przetoczyłyśmy się robiąc wielki popłoch w pobliskich stadach kozic. Avril nie przerwanie rzucała się na mnie i próbowała sprawić, aby moje gadzie ciało wyglądało niczym po niespodziewanej kąpieli błotnej.
- Ałć, wbijasz mi kamienie w kręgosłup – warknęłam.
- Taki delikatny z ciebie Ihmis.
Uderzenie szponami pozbawiło Avril tchu. Jeszcze bardziej rozwścieczona zaczęła konsekwentniej na mnie nacierać. Kamienie gruchotały pod nami, a poharatana ziemia wyglądała jak po przebiegnięciu stada bizonów. Zwycięska Avril przyciskała mnie swym ciężarem do ziemi, gdy nagle spod mojego skrzydła wypadła jakaś zielono-czerwona kula. Kolorowa sierść zafalowała na wietrze, a z dziwnego pyszczka stworzenia wydobył się wredny skrzek. Pod wpływem dźwięku skrzywiłyśmy się i spojrzałyśmy po sobie. Stworzenie wielkości psa właśnie bezceremonialnie weszło na moje skrzydło i zaczęło się wydzierać na pól Doliny. Skoczyło na Avril i pociągnęło ją za ucho, ale z łatwością ściągnęłam ją z mojej towarzyszki. Nim zdążyłam ją spokojnie dostawić na ziemię, zwierze wyrwało mi się. Biegało tu i ówdzie ciągle krzycząc. Nagle jego morskie oczy zalśniły dziwnym blaskiem i z nieba spadł martwy kruk. Zgłodniałe zwierzę z dzikim szałem rzuciło się na ptaka i zaczęło go pożerać.
- Czy to coś, właśnie zabiło… kruka? – zapytała kompletnie zszokowana Avril.
- Prawdopodobnie… tak – odparłam powoli odprowadzając wzrokiem dolatujących kruczych kompanów martwego ptaka. – Zejdź ze mnie.
Avril z kocią zwinnością zeskoczyła na poharataną ziemię. Z ciekawością przyglądała się na zgłodniałego malca. Przekręciłam oczami i przetoczyłam się na brzuch. Wytrząsałam z powierzchni łusek tyle ziemi ile tyle zdołałam, a towarzyszył temu obraz Avril oblepioną błotem oraz zeschłymi liśćmi. Nie specjalnie kryłam się z moimi myślami, na co Avril zareagowała głębokim, uspokajającym wdechem. Spojrzałyśmy na siebie wściekle, ale przeszkodził na nowy przybysz, który postanowił pochwalić się, iż skonsumował całego kruka, razem z kośćmi.
- Pokaż zęby mały głodomorze – mruknęłam i złapałam go. Otworzyłam mu pyszczek, a moim oczom ukazał się rząd białym i twardych jak skała zębów.
- Naszych kości nie da rady zmiażdżyć…
- W tym wieku. – dodałam.
- Swym kościstym cielskiem zniszczyłaś mu jajo, a teraz sprawdzasz mu… – dziwny zwierz w ułamku sekundy wypełzł z mojej łapy i znalazł się na pysku kotki gryząc ją i drapiąc. Warknęła wściekła, a zwierz od razu odskoczył na pobliskie skały, odwzajemniając się Avril swoim ostrym krzykiem.
- To chyba ona - skwitowałam, na co kolorowa samica podniosła dumnie łebek.
- Proszę cię, ona jest niczym nasi braciszkowie – stwierdziła Avril liżąc swoja lekko odrapane futro. Całkowicie się z nią zgadzałam.  No, bo my nie byłyśmy, aż tak złośliwe. Chyba. Ale Avril pokręciła przeczącą głową zgadzając się z moimi wnioskami.
Spojrzałam na malca. Czerwona skóra, ani nie smocza, ani nie ptasia. Zielona grzywa i kita na końcu ogona dodawały uroku małemu stworzeniu. Podrapałam go pod pyszczkiem, a potem za uchem, na co zareagowała się łaszeniem niczym kot.
- Georgia, wytłumacz mi tylko jedną rzecz.
- Zamieniam się w słuch Avril.
- Och, gdyby ta zamiana była realna – westchnęła, ale od razu spadła na ziemię. – Po co nam łasząca się bestia, która miażdży kości?
Spojrzałam w jej oczy, tak podobne do moich. Obraz mojego brata i jej brata delikatnie mówiąc, niespecjalnie pasował do charakteru nowego przybysza.
- No cóż. Jeśli Se pragnie kolejnej chorego psychicznie stworzenia w Dolinie to ja jestem jak najbardziej za – obraz Avril goniącej Georgię razem z dorosła już naszą małą towarzyszką nie był dla mnie zbyt miłą myślą.
- Myślę, że lepiej ją odnieść, gdzieś do syberyjskich lasów, Tam będzie jej o wiele…
 -A co to? – zwinna łapa Avril pochwyciła dziwna paczuszkę, która zwisała z szyi samiczki. Chodź niebo już mocno ściemniało, nasze ślepia zaczęły delikatnie lśnić, a wzrok nie stracił dawnej ostrości.. Na paczuszce widniało imię Alruna. Jednym ruchem ostrego pazura Avril otwarła i pokazała mi jej zawartość. Zapach zeschniętej krwi uderzył w nasze nozdrza dość niespodziewanie, na co Alruna zareagowała próbą ataku na łapy mojego Eläin’a. Mocniej ja przytrzymałam, tak, że nie mogła już wyrwać się z mich kościstych szponów. Avril wyciągnęła zwinięty skrawek materiału. Pozwoliła, aby wiatr go rozłożył, a poszarpane godło Łowców smoków delikatnie rozjaśnił blask wschodzącego księżyca. Zmrużyłam oczy i wzięłam materiał. Był dość duży, ale mocno poszarpany. Szczególną uwagę zwracała wielka dziura, jakby po wbitym oszczepie.
- Czujesz to? – w Avril obudziła się niespokojna kocia natura i zaczęła chodzić w tę i we w tę.
- Wszyscy Łowcy, którzy mieli bliski kontakt ze smokiem, mają zapach swojej ofiary. Materiał, z którego produkują swoje wdzianka jest podatny na nasz zapach.
- I zapewne nie zdają sobie z tego sprawy, problem polega na tym, ze jest dziwnie znajomy.
- Bo to jest nasz znajomy – nasze spojrzenia się skrzyżowały. Puściłam Alrunę i dotknęłam pazurem zaschniętej krwi. Żółtoczerwony blask wydobył się ze skrzepu, a srebrzyste wzory ma mojej prawej łapie delikatnie zalśniły. Wzięłam głęboki, oczyszczający wdech, lodowate powietrze wypełniło mi płuca, a umysły mój i Avril obraz czarnych łusek potężnego gada.
- Mamy wroga, w naszych szeregach droga Alruno – zwróciłam się do młodej samiczki, która z zaciekawieniem przyglądała się gwiazdom i nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji.


 ~~*~~
Jeśli chodzi o opis mojej postaci to moja kp jest w aktualizacji. Nie jestem już purpurowym smokiem.
Ogółem to opowiadanie jakimś niewyjaśnionym sposobem zajęło mi dwie i pół strony, kiedy to jeszcze kilka dni temu zajmowało dwie strony (magia redagowania).
Jak wiadomo, nastąpiło kolejne przesuniecie terminów i prace wysyłamy do 12 kwietnia, tj. niedziela. 
To opowiadanie nie bierze udziału w konkursie.
Pozdrawiam :]




Brak komentarzy :